Jesienny spacer
Nićmi babiego lata szliśmy opleceni,
mijając pas przydrożny topoli
strzelistych.
A nad lasem majaczył kontur Ślęży
mglisty,
i wiatrak na pagórku z ciosanych
kamieni.
Kiedy Słońce już zaszło, pod klonem cię
wziąłem,
w cieniu szarych obłoków na niebie
przejrzystym.
Na murawie polanki, wśród wrzosów
srebrzystych,
rozkoszą porażony do niebios się piąłem.
Nad łąką szybowały listeczki złociste -
z roztrzęsionej osiki jak deszcz
opadały.
Oczy zaszły ci łzami wzruszone i
mgliste,
w których chabry błękitne się
poodbijały.
Tylko tęczy jesiennej kolory ogniste,
jak wspomnienia pobladły aż się rozmazały.
Komentarze (21)
Piękny sonet owiany jesiennymi wspomnieniami.
Pozdrawiam Stumpy.
a ja widzę je wyraziście w Twoim sonecie.
Mam nadzieję, że te najważniejsze nie zbledną.
z przyjemnością przespacerowałem się do Ciebie+:)
pozdrawiam serdecznie
Przepiękny sonet, przeczytałam z zachwytem :)
Miłego dnia :*)
Ładnie Andrzeju
Jak można się rozmarzyć przy wspomnieniach, pięknie
Miłego dnia:-)