Kamień
Podobno astry fioletowiały,
kiedy nam przyszło szukać kamienia.
Ziemia jak zwykle na swoim miejscu,
bez przerwy w biegu. Pies nadal
szczekał.
Podobno Bóg był, tam gdzie potrzeba,
raczej nie odszedł bez pożegnania.
Takich naiwnych, najzwyczajniejszych,
chyba się samych nie pozostawia.
Podobno słońce było w zenicie,
my szukaliśmy wtedy kamienia.
W wielkim skupieniu i poza wszystkim,
bezbarwni cali. W szarości, cieniach.
Czy były gwiazdy? Nie dostrzegałam.
Aż pojawiły się tuż po zmierzchu,
by rozbić ciemność iskierką małą.
By nam wyszeptać: cichutko, cicho...
Nic. Nic takiego dziś się nie stało.
Kamień powoli z mgieł się odsłaniał,
pozwolił znaleźć myśli, słowa.
Bielą granitu niezniszczalnego
głaskał, przytulał. Ślady całował.
Komentarze (61)
Ładna refleksja