kamienie księżycowe***
kruczoczarne dłonie litości
rozmazane ponad horyzontem
miłościwą lekkością
zanurzają się w bezkres nieba
nieme spojrzenia
lekceważąc spokój
odbijają się
od latarni
zrozumiałam już
że nie wrócisz
znad tego jeziora
i nie przyniesiesz mi nigdy więcej
uśmiechu księżyca
a ja pogrążona w milczącym grymasie
wykrzywionych minut
skacze po tarczy zegara
pospieszając wskazówki
byle szybciej do północy
minutę może dwie
upieram się by wejść
przez bramy do złotej krainy
przepraszam
więcej grzechów
moje serce
nie pamięta
zabiłam rykoszetem słów
imitacje srebrno-białych
słońc bogobojnych
pochlebców kamieni księżycowych
bo słowa ranią bardziej niż Ty
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.