Karabiny, ruiny i płomienie
Budynki runęły a kule szukały ludzkich
ciał
Ogień unosił się poza linię horyzontu
Myśli i słowa wznoszą bunt
Bo jak żyć z lufą przy skroni
Śmierć triumfuje nad krzykami niewinnych
Wyciszając kolejne bicia serc
A krew kończy swój bieg na zakurzonych
chodnikach
Modlitwy o znieczulenie by sumienie
zagłuszyć
Uciążliwy żar jasnych płomieni drażnił
Wykańczał to, co żywe
A nadzieja jakby nie istniała
Przerażone oczy szukały schronienia
Miejsca gdzie cisza sie zrodzi by uchronić
od bólu
Karabiny co chwilę rozgrzewały się do
czerwoności
A bystre oko szukało kolejnego ciała
Między tym wszystkim ja
Ze łzami szukam rodziców...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.