katedra
u wejścia kamienni dwaj maszkarnicy..
'ciecie z was leniwe,
a nie wartownicy!'
jasno oznaczają drzwi wpół uchylone
- intruz jakowyś jest gdzieś w okolicy!
a ty
pod żyłami
płaskorzeźbionym sklepieniem
i łukowatym wygięciem tętnicy,
w skupieniu
pachnącym zdziwionym natchnieniem
po posadzki ostrożnie stąpasz
szachownicy..
półmrok szkarłatną poświatą się jarzy,
naczyń krwionośnych światło migocze,
tysiącem odcieni wytryska z witraży,
na twym czole tańczy,
cichutko chichocze..
z nisz swych marmurowe zerkają posągi,
zaniepokojone
obcych kroków echem,
zgrzytają zębami ślepe dziwolągi
i szczerzą szyderczym,
złowrogim uśmiechem..
ech..
serca katedra cię nie przestrasza..
swym abstrakcyjnym
szalonym obrazem..
przeciwnie widzę
- nęci
zaprasza..
zamknę więc drzwi..
- zostańmy tam razem..
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.