Kęsy
Ubrany jak zawsze w garnitur,
poprawiał dyskretnie włosy.
Restauracja dość cicha,
więc mogliśmy sobie porozmawiać.
Mówiąc o pracy, szturchnęłam szklankę
i niechcący rozlałam trochę dekalogu.
On tylko uśmiechnął się z sympatią.
Słuchałam uważnie, co mówił o trzęsieniach
ziemi,
jednocześnie, rozkrajając kotlet z trójcy
świętej.
Dłuższy czas przeżuwałam jezusa.
Znów był jakiś żylasty.
Komentarze (1)
ten wiersz poprostu jest piekny , jakaz zalośc , ze
nikt cie nie zauwaza lecz pisz jesteś fantastyczna
.kiedys cie odkryją