KoChAnKoWiE NoCy
wiem, ze jest to dosc dlugie i ryzykuje ze nikt nie odczyta. ale jest warto bo tak czesto podobna historia dotyka nas, a milosc czesto jest tylko słowem..marnym
Była, cierpiała, kochała szlochała
Marzeniami swe życie układała.
Myślała, że stąpa prawdziwie
Przeżywając swe chwile.
Bez uniesień, wzlotów a tym
Samym upadków brnęła,
Myśląc, że prawdziwie żyje.
Jednak los jej nie pozwolił
Pełznąć- według kaprysu
Który się w duszy zadomowił
On nie nadawał realnego rysu.
Umiała tylko mówić o miłości
Była pewna, że nigdy w jej sercu nie
zagości
Tak by pewnie, w niewiedzy żyła
Gdyby się pewna historia nie
przydarzyła.
Przypadkiem poznała jego
Czarnowłosego, niebieskookiego.
Pomyślała, że zabawki jej ręce lubią
A naiwne nie wiedzą, że same siebie
gubią.
Miał być przelotnym epizodem jej życia
Ale został w nim jest to nie do ukrycia.
Ta historia się zaczęła po zachodzie
słońca
Miała nie wytrwać nawet jego końca.
Nieco znudzona życiem, dała się porwać
jemu
Temu czarnowłosemu, niebieskookiemu.
Splecione dłonie, oczy wpatrzone
Lecz widziały tyle co wszystkim było
powierzone.
Nie chcieli ci nocy kochankowie
Zaglądać do tego co duszą się zowie.
Mijały namiętnie pędzone chwile
Nie można zaprzeczyć były wyjątkowo
miłe...
Zapomnieli, że nie żyją tylko sami
Ci kochankowie w maski poprzebierani.
Ze snu namiętności ich ocknęłą
Myśl, że dziecina może się poczęła.
Przestraszyli się wielce kochankowie
nocy
I zaczęli egoizmem układać plan pomocy.
Zdecydowali, że niech będzie ten owoc
mały
Którego pąki bardziej szaleństwo niż miłość
przypominały.
Otrzeźwiali, w wielkiej zadumie się
kochali
Z myślą, że na wspólne życie się
skazali.
Rozłączyli się, lecz nie rozstali
W obietnicach przymusowego, wspólnego życia
pozostali.
Dalekie ich ciała, jeden stan zajmowały
Co ludzie dla zabawy tęsknotą nazwały.
Kochanek nocy nie wytrzymał stanu tego
I zaraz w ramionach trzymał kochankę
jego.
Spletli dłonie, przysięgli, że one
Już na wieki zostaną połączone.
Ci sami kochankowie nocy,
Wyznali sobie wtedy miłość o północy.
Marzenia unosiły ich dziecinę,
Która za to wyznanie ponosiła winę.
Rozłączyli się, lecz nie rozstali
W obietnicy miłości pozostali.
„Ach” cicho księżyc wzdychał
po co on na to wcześniej oko przymykał?
Miłością osaczeni, obłąkani
przeznaczeniem
Dziecina była ich jedynym marzeniem...
Deklarowali regularnie uczucie
Każde kochało na własne przeczucie.
I wnet się rozbiegła nowina,
Że nie narodzi się dziecina.
Pomimo tego ci kochankowie nocy
Dawali miłości dowód uroczy.
Nietrwałe okazały się to dowody,
Gdy napotkały na życia przeszkody.
Kochanek nagle o zapomniał o przysięgach
miłości
Odrzucił kochankę do jakiejś tam
nicości.
A ona została pogrążona
W miłości przez którą myślano, że skona.
Nocą wylewała swe żale
A bóle przy tym czuła nie małe.
Myślała, że życie się w niej skończyło
Bezwstydnie jej postać ośmieszyło.
Jednak nie takie było znaczenie tej
miłości
Którą kochankowie nocy stworzyli przy
namiętności.
Lecz....ona
Jest, cierpi, myśli, szlocha
Ale już nie pokocha...
Nawet kochanka nocy,
Który zjawi się przy północy.
Zdjęła namiętność z duszy
Teraz nadstawia tylko uszy
Na szept małej dzieciny
Która nigdy nie będzie miała prawdziwej
rodziny.
Test na miłość dał do myślenia
Że ten- kochanek nocy
Nie jest wart poświęcenia
I płaczu dzieciny podczas narodzenia.
Została kochanka nocy, lecz nie
osamotniona
Zawsze przy niej będzie ta dziecina przez
nich obojga stworzona.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.