Koncert
Skrzypce wyjęczały mi przeszłość,
Płacząc jak niemowlę na śmietniku.
A struna nadal nie pęka,
Mimo błędów w interpretacji zła
I palców obciążonych grzechem.
Serce bębnem z nagła
Zwołuje cichy szeptu szelest
I wreszcie chór uderza gromem:
„O Fortuna, velut luna, statu
variabilis!”
A wiodą Świadomość i Sumienie.
Czy to koniec? Bez braw schodzę.
Pęka nareszcie przeciągnięta struna.
W ciszy opuszczona ciężkich powiek
kurtyna.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.