Koryto martwych dusz
Pustka ściąga mnie na dno,a pędząca
rzeczywistość każe wspinać się,
więc po kolczastym drucie przemijania brnę
do góry,a ręce błagają,bym zaniechał drogi
swej.
Krew ścieka między zaciśniętymi
palcami,zlewa się do koryta martwych
dusz,
ja już nie mogę,tak chciałbym spaść już.
A jednak nibyżycie trwa,choć nie mam
nic,nic nie pozostało,
i jak tu trwać w tej rzeżni pustych ulic,w
imię czego niby podjąć walkę?
Nie w imię miłości,bo to chyba nie
istnieje,
tyle lat cierpienia,więc czemu miałoby być
lepiej?
Nie w imię innych spełnień,bo nie ma
innego,
jeśli nie kochany,nie ma mnie,oddech tylko
jeszcze maluje świadomość istnienia.
Jestem wielką kulą milości,potrzeby
kochania,
jakims chorym wynalazkiem,sam boję się tej
potęgi nie do zatrzymania.
Jak przesolona zupa Boga zlana w zlewki
niepamięci o niepowodzeniach dzieła,
więc leży w kącie przesadzonych dobroci
kłębek pragnienia.
Nie dotykajcie,nie starajcie się podać mi
ręki,bo milością was oplotę,
jak pułapka kusząca czerwienią,lecz za
mocna by ją sercem podnieśc.
Uważajcie,omijajcie,to potrzeba sama w
sobie,
za dużo dla każdego,a ja muszę żyć z
tym,miłość moim grobem.
A jeśli splonę w pustym pokoju,nikt nie
pozamiata prochów,
bo nikt nie czeka na mnie,nie ma nikogo.
A jeśli zachoruję i w agonii będę gnił,
nikt nie poda leku,herbaty nie zrobi
nikt.
A jeśli płakać nie przestanę nikt nie powie
dość,
bo samotny,nie kochany,nie
oczekiwany,beznadziejnego stworzenia
plon.
A jeśli umrę,nie zapłacze nikt,kto
kochałby,
bo nie kocha,puste moje,czarne sny.
A jeśli już nie żyję!Nawet nie wie nikt,
bo nikt nie pyta,nie znaczę nic.
I nie mówcie mi że inaczej,bo czemu niby
łzą klawiaturę obmywam,
czemu boję sie przestrzeni?Bo ona nic nie
skrywa.
Żadnej tajemnicy,oczywiste nic,
tylko me cierpienie,tak to jest,samotnym
być.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.