Kowal
Gdzieś na Ziemi w pewnym kraju
Co daleko mu do raju
Pracę robił kowal młotem
Lubił nawet tę robotę
Miał on żonę, córkę, synka
Sympatyczna to rodzinka
Żyli skromnie i uczciwie
Nie chorował nikt szczęśliwie
Kowal z żonką się więc cieszył
Lecz nie wiedział, że zapeszył
trzynastego w dzień feralny
zaczął się ten koniec marny
Tak jak co dzień żona wstała
Okolica jeszcze spała
Gdy się ciutkę posiliła
To kanapki porobiła
Cichcem wyszła już do pracy
No i niby wszystko cacy
Kowal zbudził się zaspany
Trochę jakby połamany
Lecz coś ranną ciszę mąci
Odgłos z kuchni płaczem trąci
Wchodzi, patrzy we łzach żona
A wygląda jak rażona
Co się stało mała rybko
Powiedz zaraz mi to szybko
Ach mój mężu mój kochany
Jak my teraz podołamy?
Poszłam dzisiaj do fabryki
A że marne są wyniki
Więc zwolnili pół załogi
Nie chcą dać nam zapomogi
Jak spytałam, co to będzie
Powiedzieli siądź na grzędzie
Znieś se głupia złote jajo.
A umowy takie mają
Że nie można nic im zrobić
Tak jak konie chcą nas dobić
Ty tam nie idź, wiesz, że w gniewie
Nie poręczysz nic za siebie.
Kowal cisnął w głowie gromy
Lecz pogodnie rzekł do żony
Mój Ty ptaszku mój kochany
Jakoś się z tym uporamy
Do prezesa się umówię
Na pożyczkę go namówię
Może da nam zapomogę
Nadgodziny wziąć też mogę
Poradzimy moja żonko
Ma miłości, moje słonko
Poszedł kowal z nadziejami
A co było patrzcie sami...cdn
Komentarze (1)
wiersz miło się czyta,
fajna budowa i estetyka.
Fajnie rymy zgrane
i określenia dobrane:)