Krew...
...Oszalałam...
Kocham smak krwi...
krwi płynącej w moich żyłach...
Jest jednocześnie słodyczą,
która pali w gardło jak tabassco.
Jest goryczą, która szczyci się tym,
że jej smakuję.
Jest moim kolejnym "ja",
które zmienia się
w coś co jest moim celem.
Gdy podcinam te biedne żyły
myśle tylko o Tobie...
nie, nie o Tobie
to wszystko nie dla miłości
czy tam dla innego głupstwa,
to jest dla Ciebie
dla osoby mi ważnej,
bliskiej i potrzebnej,
którą Bóg mi zabrał,
jak byłam jeszcze małym dzieciek.
Nie nie jestem na niego zła,
nie czuje do niego żalu,
choć kiedyś tak było.
Nurtuje mnie pytanie:
dlaczego Ty?
dlaczego padło właśnie na Ciebie?
przecież miałeś dla kogo żyć,
Bóg o tym wiedział
i dlatego mi Ciebie zabrał.
Ssssyyyy boli jeszcze bardziej,
czy żeby być obok Ciebie musi tak boleć?
Krew opływa mi już całą rękę,
zlizuję ją delikatnie językiem,
mmmmm to mój wieczny pokarm.
Kropelki krwi kapią,
gdzie?
Nie wiem, nie widzę.
Chce Cię smakować jeszcze więcej.
Opętałaś mnie,
jesteś dla mnie jak narkotyk.
Jesteś słodka.
Jesteś moja,
Bo to moja krew...
...ale żyję...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.