Kruchość chwili
Leżę na rozłożonym łóżku u babci,
wieczorem.
Gdy po zmroku, niebo przybrał ciemno
niebieski, granatowy kolor, a na zachodzie
jest lekko pomarańczowe,
słysze mnóstwo zwierząt i owadow.
Zza okna widzę las,
moje oczy wędrują teraz do niego,
Teraz mój duch płynie między drzewami,
unosze się po same ich korony i opadam na
mech, odbijam sie od niego.
Samotna latarnia nad drogą oświetla mi
kierunek, resztą zajmują się świetliki.
Jest cicho, moje płuca wdychaja wilgotne
powietrze,
czuje ze jestem wolny, niewidoczny bo
przeźroczysty, a tu jest magicznie,
zaczynam rozmawiać ze zwierzętami.
Jest tu stado białych saren, dużo zieleni i
przestrzeni.
Zaczynam biec,
chce poczuć siebie,
chce poczuć życie,
bo tylko tu mogę.
Biegnę tak szybko że świetliki mi migają
koło oczu.
Nagle wpadam na jodłę.
Moj duch właśnie pochłania mnie.
Obudziłem się.
Komentarze (1)
Kawał dobrej prozy, a tu masz 2 literówki, proszę
popraw, "unosze się po same ich korony i odpadam na
mech," = unoszę się po same ich korony i opadam na
mech,
oraz tu: "Nagle wpadam na jodłe."=
Nagle wpadam na jodłę.