W kuchni jest kartka
„Nie czekaj, zostanę u Basi”
Przy blokach startowych pierwsza pojawiła
się, zawodniczka próbująca oddać nową
rzeczywistość, korzystając z przestarzałych
środków wyrazu. Za nią, jakby z niej
drwiący — zawodnik, który jest znany z
wchodzenia w płytkie zakręty kunsztownymi
popisami językowych zdolności. Jeszcze
chwila i wyjdzie też ten z zarzutami o
hermetyzm od czytelników, którzy lubią
nawet w kwestii nocy pełną jasność.
Następni to grupa pompatycznych tchórzy
startujących razem, ku pamięci bohaterów.
Później te skromne, oporne na krytykę,
powstałe w poczuciu własnej doniosłości
poetyzujących, wychwalających się wzajemnie
i wzajemnie oddających sobie cześć. Dużo
jest też niszczących słowa, które stają się
wskutek nadużycia pustym dźwiękiem. Są też
filozoficzne z zamkniętą maksymalną ilość
treści, wiodącej w przepaść absurdu.
Cóż, za tłum istot wyjątkowych zgromadził
się na starcie — mówiąc do siebie, zdałem
sobie sprawę, że to proste zdanie: „Nie
czekaj, zostanę u Basi” w tym codziennym
biegu z milczenia nad herbacianymi liśćmi
po wysokie noty, nie ma żadnych szans i
sensu.
Komentarze (3)
Nie ma dobrego wyjścia. Jeśli chcemy być zrozumiani
przez wielu musimy używać "przestarzałych środków
wyrazu", jeśli zdecydujemy się na poszukiwania i
nowatorstwo - będziemy hermetyczni.
Myślę, że im ważniejsze rzeczy ma się do powiedzenia,
tym bardziej trzeba dbać o zrozumiałość.
Interesujący wiersz.
odbieram to w kontekście beja.
I wzbudziłeś refleksję, ale i uśmiech.