Kusze...kusze Ja...
tak było kiedy...pamietasz?
Patrzę mu prosto w oczy. Tonę w nich, tonę
w głębi jego spojrzenia. Zauroczona jestem
efektem swoistego chaosu wewnątrz mego
ciała…Jeny popadam w szaleństwo
będące początkiem drogi do przymierza:
dziwnego ubrania zapinanego na plecach, z
długimi rękawami ograniczonymi w znaczny
sposób swobodę ruchów…to
szaleństwo…te oczy! Niby dwa
nieoszlifowane diamenty, płoną one na mój
widok On się uśmiecha, uśmiecha się
tak, ze kąciki ust, aż mówią: „
pocałuj mnie-chce poczuć smak twych
ust”- bezwładnie ulegam, pragnę,
pożądam, chce…
Jednak czas stanął w miejscu, chwila ta
wydłużała się do maximum swej
nieskończoności. Przeniosła nas w inny
wymiar doznań. Zawładnęła Mną i nim jedna,
jedyna myśl” na zawsze razem
”Ja krzyknęłam głośno w duszy,
pragnęła tego każda komórka mego ciała. Ale
to tylko jawa…Czujność jego
wyostrzona na najmniejszy skrawek gestu w
moim wykonaniu, skierowałam wszystkie
zmysły w jego stronę, by w pełni
rozkoszować go milionami myśli –
czynów krążące w jego głowie, ale
wystarczył jeden uśmiech, jedno spojrzenie
me i poskromiłam całego go, stając się
jedyna i najwłaściwszą odpowiedzią na
wszystkie jego pytania! Staliśmy się
wspólną wiara, ogrodem, panią i panem
naszego serca- gdzie otworzyliśmy bramę i
połączyliśmy się…
On patrzy na Mnie…nie wiem jak długo
patrzeliśmy sobie w oczy, ale nienaturalnie
długo. Żadne z nas nie odwróciło wzroku,
żadne z nas nie chciało przerwać tej
sytuacji. Jedno było pewne- nie mieliśmy
odwrotu. Wkroczyliśmy na jednokierunkowa
drogę, u celu czekała nieskończona, dzika
namiętność. Takie emocje namiętności
zostawiają ślad w podświadomej bibliotece
naszego mózgu. Dłużej nie wytrzymam-
pomyślałam-, wręcz krzyknęłam na siebie.
Podekscytowanie i niepewność w
krystalicznie przejrzystej sytuacji.
Wszystko stało się jednością gdzie on
puszcza oczko i wtedy to podzieliło nas
jakby stanął mur- Chłodne orzeźwienie,
wdech i wydech. Serce wali mi jak młot,
krew aż w żyłach pulsuje. Myślę, „co
on czuje” Kocham to! Tego, co działo
się w mych wnętrznościach nie da się
opisać, wypełnia Mnie energia, uczucie.
Byle tylko być razem, gdzie kilka minut
temu zawładnął mną i Ja nim.
On złapał Mnie za rękę, poczułam ciepło,
poczułam impuls,…Gdy on starał się
stanąć bliżej mnie. Ja odsuwałam się małymi
kroczkami, byłam pewna swych czynów:
podsycałam, kusiłam, zachęcałam…Moje
ubranie na ciele oplatał pot-woda jakby
spływała z kranu. On lekko musnął me
ubranie, dotykał ciała, powiedział „
Jesteś moja…będziesz? Przytulił Mnie
szepcąc mi czule słówka do ucha, trzymając
moja dłoń…Liść spadający z drzewa dal
nam znak, znak, który był symbolem.
Milczeliśmy, prowadząc dyskretne gesty,
wiatr słyszał tylko nasze odgłosy szeptu,
śliny; odgłosy duszy.
Zbliżyłam się do niego, podeszłam od tyłu,
objęłam go, wtuliłam się w jego plecy, aby
poczuł Mnie…Jedna rękę wsunęłam pod
wilgotna potem koszulkę, delikatnie
pieściłam. On w duszy mówi” zaraz nie
wytrzymam…wyjdę z siebie”
Gwałtownie poczułam jak jego skurcze mięsni
brzucha osiągają mój efekt…Druga rękę
opuściłam powoli niżej do wysokości krocza.
Subtelnie z wyuczona precyzja zacisnęłam
dłoń, trzymałam mocno, lecz nie tak mocno,
aby sprawić jakikolwiek ból. Bawiłam się
raz zmniejszając raz zwiększając siłę
ucisku. Wiem, ze on był gotów, jego
sztywność spodniach była dowodem.
Zamieniłam każda sekundę w nieskończoną
drogę…Przerwałam…Powoli
oddalałam się od niego, idąc w kierunku
liścia, który leci, leci nie wiadomo
gdzie…stanęłam…Czekam na
niego
Podszedł, stanął za mną, wtulił się we mnie
i szepnął * po raz pierwszy dziewczyna mnie
uwodziła * po raz pierwszy pozwoliłem, by
to ona rozdawała karty * po raz pierwszy
inicjatywa należała do Ciebie. Byliśmy
tylko my. Tylko my, szelest liści, wiatr
muskający po policzkach, włosy rozwiewające
na rożne strony świata,…Lecz on nie
wytrzymał ręką muskał po moim ciele,
koszulkę już chciał ściągnąć z mego ciała,
dotykał, głaskał, całował usta, plecy,
dłonie, brzuch. Lekkie muśniecie dolnej
wargi zbudziło ze snu figlarny języczek,
którym zapraszałam do kontynuacji.
Wilgotne, gorące usta spragnione
dotyku…połączone sojuszem z językiem
rozpoczęły niby lizawkową ucztę! Pieścił me
ciało tak, ze wywołałam serię nieco
głośniejszych ekscytacji. Teraz on zaczął
kusić…pojawiły się
dreszcze…zacisnęłam zęby…emocje
z każda chwila rosły, rosły aż tak mocno,
ze razem splatani namiętnością powoli
ściągaliśmy ubrania i doznaliśmy bliskości,
bliskości naszej miłości, a liść, który nam
towarzyszył był symbolem naszego wspólnego
zjednoczenia…To jest nasza
miłość…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.