lęk wysokości
balansuję
tylko język
nie pozwala upaść
a reszta
w obłąkańczym dygocie
jak srebrzystość mniszków
przed nieznanym na wietrze
autor
marcińczyk
Dodano: 2021-07-06 17:33:32
Ten wiersz przeczytano 1160 razy
Oddanych głosów: 24
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
Komentarze (25)
Cześć Sławomir... niezwykłym jest dla mnie przyjmować
od mężczyzn komplementy na temat mego języka, to mój
taki pierwszy raz ;) Mimo wszystko dziękuję bez
podtekstów i wiersze dziękują również :)
Zaiste, język masz znakomity. A Twoje wiersze nie
dygoczą.
... drugi akapit, że chodzi o ratowanie pokoju.... ;)
Cześć Jastrz. Wiersz usunięty bo coś go skopałem i
zamiast protestu politycznego wyszedł wiersz o
wypadkach.
między krzyżem a tęczą
stanęło dzieciątko
swój przekaz uniosło
skrajności są złe
i serduszko mu rośnie
bo zaraz zakończy spór
Tu pierwszy wers oznacza zwyczajnie określa skrajną
prawą i lewą stronę politycznego sporu. Dzieciątko to
dobra idea, taki aniołek pokoju, który myśli, że
dzięki podstawowym ideom, które dalekie są od
skrajności.
realia taranują utopię
Mietek nawet nie hamował
Mietek to symbol szarej rzeczywistości; przykład
zwyczajnych rzeczy które przeszkadzają tym zwyczajnym
się rodzić. A w ostatniej to już działanie machiny
medialnej, która w swoim interesie zaognia wszystkie
spory...
Jak widzisz wypadek miał być tylko tłem pod przekaz...
poniosłem porażkę absolutną i stąd wiersz usunięty...
;)
Piszę tu, bo kolejny wiersz usunąłeś.
Przejechać człowieka, to musi być straszny stres. Dla
trzeźwego większy, bo ma umysł nie zmącony alkoholem.
Natomiast nie rozumiałem, co to są skrajności. Krzyż,
tęcza, czy może i jedno, i drugie?
Cześć Wam :) ... dzięki za refleksje, opinie, które są
zachętą do dalszej pracy. Zdrowia :)
Świetna miniatura. :-)
Nowoczesna poezja w dobrym poetyckim wydaniu.
Udanego dnia.
...a może czasem warto dać się ponieść wiatrowi? A
później napisać taką Dziaberliadę:
Brzdęśniało już; ślimonne prztowie
Wyrło i warło się w gulbieży;
Zmimszałe ćwiły borogowie
I rcie grdypały z mrzerzy...
(Levis Carroll, przekład Stanisław Barańczak)
Gdy zbyt często balansujemy na krawędzi, możemy się do
tego przyzwyczaić. Czasem w życiu warto ryzykować, ale
trzeba wiedzieć kiedy czas odpuścić...
Pozdrawiam serdecznie :)
Bardzo podoba mi się obraz - obłąkańczy dygot i
srebrzystość mniszków.
Lubię mniszki, szczególnie, gdy ich żólte gwazdy są
rozsiane na trawie. Także piękne są srebrzyste kule, z
których odrywają się nasiona, niesione wiatrem w
nieznane -większość z nich wykiełkuje, dając nowe
rośliny. Jednak nieznane wywołuje lęk, a lot jest
balansowaniem na granicy istnienia.
Pozdrawiam serdecznie.
Kto okiełzna język temu łatwiej.
Ja niestety wciąż za mało przygryzam :)
A życie jest dziś :)
Pozdrawiam :)
Grażyno tu trochę zaprzeczasz sama sobie ;) Bo jak się
jest wiecznie młodym, to zwyczajnie starość nas omija,
nie doczekujemy jej ;) o wieku nie trzeba myśleć,
świeczki urodzinowe schować i tak może czas da się
choć trochę oszukać ;)
P.S Wanda ma rację, że wiersz jest
nie tylko ciekawy, ale i świetny,
co do mniszków, to wiadomo, że kojarzą się z
ulotnością, a życie też takim jest, sorry, że tyle
miejsca zajęłam.
P.S Co do Twojego komentarza u mnie, to dałam nań
odpowiedź, w której uzasadniam, iż mam inne zdanie na
temat ostatnich wersów :)
Wando, JoVISka, dzięki za wasze miłe wtrącenia :)
@JoVISka co do wysokości to na szczęście problem peela
nie mój ;) a jak pokazuje życie, ja się boję tylko:
ciasnych, podziemnych korytarzy, małych psów, kobiet
na szczudłach i... siebie ;)
@Wando ogromnie mi miło, że taką
poetkę jak Ty, moje słowo poruszyło... ;)