lights
Drżącymi podmuchami powietrza Cię wołam.
Bezpretensjonalnie nieuchwytny stoisz po
drugiej stronie rzeki.
I uśmiechasz się -
a oczy Twoje utrzymują na powierzchni.
Rozchylam wnet wargi, chcąc zatrzymać Cię
na dłużej.
Tragicznie odległe Twe serce od moich
chudych rąk.
Oczyma radośnie przewracasz -
a śmiech Twój właściwą wskazuje drogę.
I już drobne pięści na koszuli idealnej
zaciskam.
Wokoło ohydnie codzienny teatr ludzkich
kart uderza w nasze ciała.
Wśród nich Ty -
a światła znów odzyskują stałą barwę.
Roziskrzonymi oczyma odnajduję talię Twoich
uczuć.
Klatka piersiowa na ostre strzępy nagle
rozerwana, woda wlewa się do krtani -
a serca, a oczy, a śmiech, a ciała wspólnym
światłem określają tlen.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.