List
Dziś małe opowiadanko. Zapraszam do poczytania, bo ja właściwie bardziej prozą niż wierszami się bawię. Może się komuś spodoba:))))
Szedł powoli, noga za nogą jakby chciał,
żeby finał podróży do którego i tak
nieuchronnie się zbliżał nigdy nie
nastąpił. Mijali go ludzie, a właściwie
rozmazane kształty, których nie pragnął
rozpoznawać. Na szczęście żadne cześć, ni
dzień dobry nie wyrwało go z meandrów
zamyślenia, którymi owinął się jak ciepłą
kołdrą w zimową noc. Gdy jednak w końcu
stanął przed starym, pamiętającym jeszcze
czasy ostatniej wojny budynkiem, który
ozdabiał szyld z dostojnym napisem POCZTA,
nagle posmutniał. Wiedział, że już za
chwilę podłoży ogień pod jedyny most, który
oddzielał go do upojnej przeszłości. Przed
zabytkowymi drzwiami stały dwie wysokie
czerwone skrzynki niczym zajadłe lwy
pilnujące by do wnętrza nie dostał się nikt
niepowołany. Zamknął oczy i opornie wszedł
do środka. Przed jedynym czynnym okienkiem
ustawiła się spora kolejka. Pokornie stanął
na jej końcu i zapatrzony w jakiś
małoznaczący punkt na ścianie zaczął
intensywnie wspominać, jakby bał się że i
wspomnienia odjadą razem z listem który
trzymał w ręku. Widział znowu jej piękną,
uśmiechniętą twarz sprzed laty. Jej długie
blond włosy, które tak kochał dotykać.
Przeleciały mu przed oczami jak klatki
starego filmu obrazki z tamtych wakacji.
Było to wprawdzie osiem lat temu, ale
pomimo upływającego czasu żaden szczegół
nie umknął z jego pamięci. Byli tacy
zakochani i zapatrzeni w siebie. Wszystko
miało być takie proste i piękne, jednak
niestety. Nastąpiło zdaje się zwykłe
zmęczenie materiału. On musiał wyjechać i
choć pisał co tydzień gorące listy i raz w
miesiącu pokonywał w zatłoczonym pociągu
setki kilometrów, by przez kilkanaście
godzin upajać się jej bliskością, nagle
odczuł że powiało chłodem. Rozstali się w
ciszy nie usiłując podsycać gasnącego
ognia. On właściwie próbował wysyłając
jeszcze dwa rozpaczliwe listy, ale popiół
choć jeszcze ciepły nie rozbłysnął na nowo
radosnymi płomieniami. Cierpiał jakiś czas
dopóki nie spotkał tą, którą pewnego
kwietniowego dnia poprowadził przed
ołtarze. Świat nabrał na nowo sensu, choć
gdzieś głęboko w sercu niczym zadra trwał
uparcie obraz uśmiechniętej młodziutkiej
twarzy. Wszystko byłoby pewnie tak
normalne, gdyby nie niespodziewany list,
który nagle dość pokrętną drogą dotarł do
jego rąk. Pisała w nim, że jest już mężatką
i że ma nawet dwoje dzieci, ale z mężem jej
się nie układa. Dodała, że żałowała zawsze
tego dnia rozstania i że nigdy nie
przestała go kochać. Nalegała na spotkanie.
Nagle to co było w jego sercu jedynie
miejscem po starym ognisku, zaczęło na nowo
rozbłyskać pojedynczymi płomieniami. Swą
żonę kochał, ale nie była już to takie
młodzieńcze i romantyczne uczucie, którego
wspomnienie zaczęło ponownie mieszać mu w
głowie. Wymienili jeszcze kilka listów i
nawet już wstępnie zgodził się na
spotkanie, jednak któregoś wieczora
przytulając się do żony przypomniał sobie
słowa swojej matki wypowiedziane dzień
przed ślubem.
"Pamiętaj synu, jutro prowadzisz swoją
wybraną do ołtarza. Powiesz tan kilka słów
do wypowiedzenia których nikt ciebie nie
będzie zmuszał. Postaraj się byś nigdy tych
przysiąg nie złamał"
Całą noc nie nie mógł już zasnąć, a rano
pośpiesznie sklecił odpowiedź na jej
ostatni list. Napisał, że jednak nie
przyjedzie i w sumie dobrze że się kiedyś
rozstali, bo pewnie dziś byłby na miejscu
jej męża i nieuchronnie by musiał zacząć
dbać o poroże.
-Słucham pana – wyrwał go z zamyślenia
piskliwy głos pani w okienku.
-Proszę jeden znaczek na list –
odpowiedział speszony i podał wyliczoną
należność, a następnie odebrał zakup.
Nakleił pośpiesznie znaczek na kopertę i
podszedł do pierwszego z czerwonych lwów, a
następnie do jego paszczy wrzucił
przesyłkę.
-Kości zostały rzucone, most spłonął -
pomyślał i jakby pozbawiony ciężkiego worka
na plecach który nosił od kilku tygodni
ruszył śmiało do domu. Po drodze zajrzał
jeszcze do kwiaciarni i kupił bukiecik
stokrotek podobny do tych które kupował
żonie gdy jeszcze była jego narzeczoną.
Komentarze (17)
ciekawie:)
pozdrawiam
Dobry tekst. :)
Przeczytałem z dużą przyjemnością.
Pozdrawiam serdecznie :)
Ciekawa proza, życiowa. I podkreślająca wagę
wypowiadanej przysięgi. A dzisiaj jest z tym różnie.
:)
Ważkie słowa Mamy widać się przydały.
Przysięga- rzecz święta, ale ... czasem bywa, że
problemy różnej natury nie pozwolą być razem.
Pozdrawiam serdecznie.
Świetna ta Twoja proza myślę że jeżeli wolisz prozę od
wierszy to ja prozę też lubię i z miłą ochotą
przeczytam
Tak. W dzisiejszych czasach niewielu ludzi szanuje
własne słowo.
I jeszcze mała uwaga.: "Widział znowu jej piękną,
uśmiechniętą twarz sprzed laty." Przed laty - kiedyś,
dawno; sprzed lat - z dawnych czasów. Natomiast zwrot
sprzed laty nie jest według mnie poprawny. (Ale mogę
się mylić.)
Witaj,
starałeś się bardzo przekazać ogrom Twojego
doświadczenia życiowego.
Proza z duża dawką metafor.
Uśmiech i pzdrowienia /+/.
...i lepiej platonicznie niż byle jak udawać ;-)
Mądra decyzja warto słuchać mam...ciekawa
proza...pozdrawiam GP
Ps.do kom.twojego u mnie...
Nie smutam to tylko wiersz tylko już mi się nie chce
pisać wierszy...a ty nie napuszczaj mnie serdeńku na
siebie jak pijanego na płot :)))
Dotrzymanie jakiejkolwiek przysięgi to podstawa. W
małżenstwie mus ale oczywiście są sytuacje czy powody
że się nie da :) . Pozdrawiam :)
Myślę,że "blond" nie "błąd'
w porę przypomniał sobie co mu mama przekazała
dobrze zrobił i te stokrotki rozczuliły mnie:)
Bardzo dobrze zrobił...
pozdrawiam :)
Pouczający monolog. Mama mówi do nas słowami, które
zapadły w pamięć i serce, kieruje postępkami nawet
wtedy, gdy już jej przy nas nie ma.
Postąpił właściwie- nawet jemu ulżyło.
Dobrze zrobił.
Mądre słowa Mamy, i w porę przypomniane.