Listopad 2006
Bo kiedy przyjdziesz....
będzie tak jakbyś nigdy nie wyruszył...
Drzewa pozbierają zwiędłe liście
pogubione w tęsknocie...
Dzień skurczy się, przestraszony swoją
małością,
by przynieść wieczór : na długo, we
dwoje.
I słońce będzie zerkać, lecz tylko
ukradkiem,
by nie spłonęło to, co tak gorące...
Szare wróble powtykają zatyczki w małe
uszka,
by się nie zawstydzić gdy serce
zaśpiewa...
Krople deszczu będą częstym gościem,
wzruszone mocą co w człowieku drzemie...
Wiosenne koty ubiorą futerka,
grubiutkie od szczęścia
ludzkiego...dojrzałe jak morele...mruczące
nad miseczką mleczka...
Ręka sama się wyciągnie,żeby je
pogłaskać....
A serce znów zaklaszcze w dłonie, podskoczy
do góry...
Ciesząc się...zatańczy szalone....
Będzie lato, którego nie było....
razem a jednak osobno...
I wtedy czas się znów zatrzyma,
popatrzy zdumiony dużymi oczyma...
Wróci skowronek...zawstydzony, że
uciekł...
kiedy marzenia przerosły serce....
I znów słodko-kwaśny smak życia....
Jak wiśnie proszące o usta....
Nadzieja....taka zielona jak w lipcu...
Tym mocniej bo z tęsknoty i łez...
Mały kotek zamiauczy pod oknem,
zagubiony w początkach życia....lecz taki
radosny...
zakręci się w kółko, w pogoni za
ogonkiem...
Wystarczy przytulić....nic więcej...
Bo szczęście jak barwny dywanik,
Utkane z najprostszych chwil...
Idealne – bo czasem jakaś nitka
puści.....
pisane sercem...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.