Listopad
Tym którzy w życiu są jak na morzu. Wychodzi na to że dla każdego :)
Czasem po prostu są takie dni, których
wstyd.
Mimo że jestem człowiekiem, to czuję się
nieludzko.
Apetytu brak na cokolwiek, smakować mogę
tak naprawdę nic.
Oddycha się z toną na klatce piersiowej.
Ogląda się świat jak brudną podłogę.
Ludzi traktujemy jak wrogów,
bo zapominamy o wszystkim
tylko nie o sobie.
I to ja w te dni jestem najważniejszy.
Wszystko wokół mnie się kręci,
tak że mnie aż mdli.
Karuzela rozpędzona ze wszystkimi
kolorowymi światłami
których nie mam ochoty dotknąć,
popatrzeć na nie...
Dlaczego?
Niedobrze robi się na myśl o czymś
przyjemnym.
Jakby ktoś podmienił, lub umyślnie zepsuł
filtry
na ten świat.
Gdy się bardzo wydaje,
wie się wszystko.
Czyli nic.
Ale kto mi powie Prawdę.
Wróg?
Znowu wszystko trzeba naprawić...
Samemu.
Samemu najlepiej.
I to zanim przyjdzie wstyd, za te dni
i nieprawdziwych nieprzyjaciół.
Udało się raz, uda się ponownie.
Samemu...to chyba taka pozostałość po tych
dniach.
Głupio się przyznać że potrzebna jest
pomoc.
Przynajmniej w formie lekarstwa,
cierpliwości i zrozumienia.
Wtedy wyzdrowieć można samemu.
Prawie.
A wstyd jest rzeczą ludzką.
Wiem że niedługo wydobrzeję,
ale nawyk z tej choroby mówi by czekać.
Po co, po co?
Powoli spływa gorzki lek,
wypędzając listopad.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.