Mały ptaszek (3)
Rozdział 1. Zbyszek.
W chwili, gdy pochyliłem się po piórko,
zauważyłem pod biurkiem, w tym zawsze u
niej tak perfekcyjnie wysprzątanym
gabinecie, jakąś niedużą kartkę papieru.
Na białej kartce, poprzekreślane słowa,
ręczne pismo Anny. Jakby szkic jakiegoś
wiersza. Co byłem w stanie, to
odczytałem:
głupcy (przekreślone: durnie),
rozwiązaliście wszystkie węzły
nic w tej chwili nie pozostaje związane
wasza głupota to czysta destrukcja
ślepcy, (kilka zamazanych słów, nie do
odczytania)
pędzicie na oślep ku swojej zagładzie
wasza ślepota mnie poraża (znów słowa nie
do odczytania)
dranie,
wynaturzone skłonności chcecie
pielęgnować
każecie (skreślone) szanować jako prawo
swoje prawo do wolności
To był jakiś szkic wiersza, chyba początek.
Takie jest często Anny wierszowanie, gdy
lubi pisać ostro, waląc jakby na oślep
swoimi słowami. Tak jakby chciała z kimś
walczyć, o coś ważnego walczyć. Choć czasem
wydawałoby się, że o nic aż tak ważnego,
lecz aby tylko walczyć.
Mówię jej, że nie o to chyba chodzi w
poezji, ale ona i tak wie swoje i robi
swoje. Przypomniały mi się słowa od niej
przed laty usłyszane na temat kłamstw i
krętactw pewnego znanego polityka:
„Jak żyć z taką stertą tych wszystkich
"wąsiastych" kłamstw na sumieniu? Jak żyć –
to jeszcze mogę sobie wyobrazić! Ale jak z
tymi wszystkimi kłamstwami umierać?
Przecież dusza nie udźwignie takiego
balastu i nie wzniesie się do nieba!”
Anna często sprawia wrażenie, że chce
pędzić przed siebie, byle do przodu. Czasem
zatrzymuje się jednak i staje się cicha i
delikatna. Niejednokrotnie tuli się do mnie
i czasem odczuwam drżenie jej drobnego,
gorącego ciała. Głaszcze mnie po dłoniach i
przytula się jak mała ciepła kotka. Lubi,
jak całuję jej włosy, piersi i ramiona, gdy
patrzę w jej lśniące oczy.
Czasem dopiero potem, po takim naszym
spotkaniu i po wyciszeniu, pisze inne
wiersze - jak sama mówi - "liryczniaste",
pełne dobrych emocji. Nie zawsze takie
wiersze przetrwają nawet kilka dni. Za
jakiś czas po napisaniu bierze kartkę do
ręki, wykreśla coś, co było wcześniej
napisane, dopisuje coś innego, znów pisze
te swoje strofy na nowo. A w końcu wyrzuca
wszystko do kosza, bo według niej nie można
tego publikować. Czasem mi jakiś taki swój
wiersz pokaże przed wyrzuceniem, częściej
jednak nie pokazuje. Zachęcam ją, by jednak
pisała, a nawet wydawała te swoje wiersze,
właśnie te pełne miłości i dobrych uczuć,
lecz ona mówi, że nie jest na to
przygotowana.
"To moja i twoja tajemnica” - mówi. „Nikomu
o tym nie opowiem. Mam to w swoim sercu i
duszy i niech tam pozostanie, tylko dla
mnie i dla ciebie".
Zamyka wtedy oczy i jej zazwyczaj normalna
"miętka przytulalność" (tak mówi czasem
żartobliwie o sobie) przemienia się w
zagadkową, nieprzejrzystą i mglistą
barierę.
Bo Anna zawsze była w jakimś stopniu dla
mnie zagadką. Choćbym nie wiem, jak chciał
rozwikłać jej tajemnicę – i tak zawsze Anna
zostawiała sobie w swojej duszy takie
nieodgadnione zagadki. Czy może teraz
czytałem wyjaśnienie jednej z nich? Na
tejże białej kartce, częściowo pomazanej,
częściowo pokreślonej, napisała:
najdroższy mój, kochany
nie piszę wierszy dla ciebie
jedyny mój, wybrany
słowa układam dla siebie
w moim srebrzystym łonie
dojrzewa miłość wrażliwa
wyśniłam twoje dłonie
przez które jestem szczęśliwa
Zamyśliłem się chwilę nad tymi strofami.
Anna ostatnio dużo pracuje także nad swoim
pierwszym tomikiem poezji, siedzi więc
często dłużej w swoim gabinecie. Ciekawe,
czy opublikuje w nim jakiś wiersz o
miłości, taki jak na przykład ten z tej
kartki…
Czy opisze wersami poezji swoją miłość,
którą schroniła w swoich najgłębszych,
tajemnych komnatach duszy, osłoniła przed
wzrokiem innych oprócz osób jej
najbliższych, oprócz mnie i Jacka?
To dlatego, że miłość zawsze w niej
mieszkająca została przed laty ciężko
skaleczona. Została zmieszana z trudnym do
zniesienia bólem. Niezrozumiałym i trudnym
do opisania nawet dla mojej Anny, znawczyni
poezji i emocji wyrażanych słowem, która
sama potrafi tworzyć i pisać poezję pełną
emocji.
Dobrze pamiętam jej wiersz, który kiedyś mi
dała do przeczytania – tylko jeden jedyny
raz. Gdy prosiłem ją, by mi jeszcze raz
pokazała, odpowiedziała, że go podarła, w
co zresztą uwierzyłem, bo było to do niej
podobne. Ten wiersz brzmiał mniej więcej
tak:
tak, wiem, rozumiem, twój ból...
ty już swoje ostatnie łzy wylałaś...
powiedz... zrozum...
nie, wciąż nie wiem, wciąż ten płacz...
serce moje ciągle płacze, wciąż
płacze...
ten ból... czemu...
spójrz tam, spójrz w górę, zobacz...
takie piękne niebo, tam twoje dziecko...
pomyśl... dotknij...
ono jest we mnie, czuję...
nie potrafię się modlić, wciąż
pamiętam...
jak Bóg... jak mógł...
twój żal, smutek, współczuję...
Bóg cię kocha, pocieszy cię, ukoi...
kochaj... uwierz...
Bóg nie wie, jak to boli...
to boli jak nóż w sercu, rana w mózgu...
kocham... wierzę...
To były trudne słowa, także trudne dla mnie
do przeczytania. Choć czytałem je bardzo
cichym głosem, to i tak gardło odmówiło
posłuszeństwa i łzy pojawiły się w oczach.
Spojrzałem na autorkę, a ona udała, że tego
nie widzi.
Później myślałem, że być może obie osoby w
tamtym wierszu tutaj rozmawiające to była
właśnie ona, moja Anna, rozmawiająca sama
ze sobą... Nie wiem tego do dziś.
Jednak wiedziałem, co za tym wszystkim stoi
- potworna, nie zagojona rana, wyrwana
część duszy. Nieutulony przez niemal
trzydzieści lat żal i tamten płacz. I tamta
rozpacz i do dziś żywa tęsknota za
utraconym dzieckiem.
Oboje to przeszliśmy, tę traumę. Ja już z
tym sobie poradziłem, tak mi się
przynajmniej wydaje. Anna jeszcze nie i nie
wiadomo, czy kiedykolwiek sobie z tym
poradzi.
Tak, bo to ona ją urodziła. Ona jeszcze ją
dotąd trzyma w ramionach, przytula do
swoich piersi. Może to dziecko jest
jeszcze w jakimś sensie w jej łonie – na te
skojarzenia wtedy wpadłem, czytając ten jej
wiersz, a potem kilkakrotnie jeszcze w
myślach do niego wracając. W jej gorącym,
„srebrzystym łonie” i w najgłębszej
warstwie świadomości jest pamięć o niej, o
Zosi, o naszym pierwszym dziecku.
Tak zamyśliłem się przez chwilę nad tym
wszystkim. Ona myśli o tym, wciąż pamięta.
Ile jeszcze jej zostało tych myśli, ile
jeszcze ma tych łez do wylania?
Na drugiej stronie kartki były jakieś
litery i cyfry, może jakieś hasło,
kilkanaście znaków.
Coś mnie skusiło, żeby otworzyć szufladę,
trzecią od góry w biurku. Był w niej
włożony kluczyk, może dlatego...
Na samym wierzchu, na stercie papierów
leżał... natychmiast poznałem. Mój mały
czarny nocny gość. Mały ptaszek,
rzeczywiście „wyposażony” w żółty dziobek.
Dlaczego tutaj? Co to wszystko znaczyło?
„Czyżby nie żył? Może śpi?” – pomyślałem
impulsywnie, trochę jednak
niedorzecznie.
Wziąłem „śliweczkę” do ręki, natychmiast
wyczułem, jakby się wyprężyła w mojej
dłoni.
Wtedy właśnie zadzwonił mój telefon.
Odłożyłem małego, czarnego ptaszka w to
samo miejsce do szuflady, którą następnie
zamknąłem. Podniesiony wcześniej arkusz
papieru położyłem z powrotem tam, gdzie był
- pod biurko. Wyszedłem z gabinetu i
podbiegłem, by odebrać telefon w
sypialni.
Mój nowy dzień, poniedziałek, rozpoczął się
tak tajemniczo z nocną wizytą
„śliweczkowego ptaszka”, rozwinął się tak
miło i „przytulalnie” z moją Anną w
ramionach. A teraz miało się wszystko
odwrócić, miał się rozpocząć jeden z
najgorszych koszmarów w moim i w naszym
wspólnym życiu z Anną. Cokolwiek bym wtedy
i później zrobił, to i tak niewiele
zależało ode mnie, jak to się wszystko
potoczyło.
[Opowiadanie 7-rozdziałowe, tytuł być może do zmiany. Jeśli się podoba, to następne odcinki będą w kolejne weekendy.] Pozdrawiam.
Komentarze (17)
Współczuję Annie :(
'mój nocny gość, czarny ptaszek z żółtym dzióbkiem' :)
Elena
A kuku
Cieszę się, że się podoba opowiadanie. Bardzo dziękuję
za wizyty, komentarze i zainteresowanie. Serdecznie
pozdrawiam.
bardzo mi się podoba, tym bardziej, że kiedyś śniłam o
pewnej osobie, że wyszedł z niej taki czarny w kłębach
dymu cień, w czystej postaci Zło. Chciał wejść we mnie
i się zbudziłam. Nigdy nie umiałabym dalej żyć, gdybym
nosiła w sobie tyle Zła. Kiedyś to opiszę, to było
takie Realnie Złe. Fajny tekst, wciągający...
Pozdrawiam :)
Czytam z zapartym tchem, dostrzegam w opowiadaniach
pewną doza enigmy. Wykreowałeś super
postać Anny - zagadkowej, powiedziałbym momentami
niedostępnej kobiety, ale to zachęca czytelnika do
poznania dalszego ciągu historii.
Amor
Bardzo dziękuję za wizyty i serdecznie
pozdrawiam.
Beata
Wszystkie Twoje spostrzeżenia są trafne. Opowiadanie
nie jest krótkie, ale zapraszam do czytania -
najciekawsze moim zdaniem odcinki dopiero przed nami.
Pozdrawiam i serdecznie dziękuję za czytanie,
komentarze i zainteresowanie.
Bardzo mnie to dzieło wciąga, czekam na blokadę
części.
Bohaterka opowiadania Anna ceni sobie prywatność, jest
bardzo miła ale potrafi być też waleczna oraz przeżyła
głęboką traumę- taki jej wizerunek poznałam ukazany z
męskiego punktu widzenia. No i ten zagadkowy ptaszek
jaką rolę odegra w życiu Anny i narratora (Zbyszka?).
Czekam z niecierpliwością. Pozdrawiam:)
W.A.
Napisałem przecież, że "tytuł być może do zmiany".
Myślę nad tym i być może zmienię.
Nie, tym razem nie ubliżyłeś mi ani żadnemu z moich
gości. Dziękuję i pozdrawiam.
Mały ptaszek kojarzy mi się z małym członkiem. No co?
Nie ubliżyłem ci. Od Admina nie mam zakazu
komentowania twoich wierszy. Poskarżysz się!
Mms
BaMal
Ewa
Bardzo mi miło, że opowiadanie się podoba i dziękuję
za tak miłe opinie. Zapraszam do czytania następnych
odcinków.
Dziękuję za wizyty i serdecznie
pozdrawiam.
bardzo się podoba. pozdrawiam serdecznie
bardzo intrygujące z uwagą przeczytałam Pozdrawiam
serdecznie:))
Janusz Krzysztof!
Jestem pod wrażeniem lekkości pióra.
pozdrawiam
Madame Motylek
Anna
Bardzo się cieszę, że opowiadanie się podoba. W
dzisiejszym odcinku jest nawet trochę poezji i trochę
o poezji. Będą więc następne odcinki w weekend.
Zapraszam.
Dziękuję za wizyty i komentarze. Serdecznie
pozdrawiam.