Marynarz
Po co się ożeniłeś, pory roku stracone.
Odchodzisz i zawsze nie wracasz.
Związek z tobą - w rozkładzie. Odwołane
czynienie ziemi poddaną, hodowanie
kwiatów.
I lato odchodzi. Parasole się zamieniają
na płaszcze, gumowe jak nasze więzy,
jak wiersze mamiące miłością do kwadratu
-
intelektualną, doskonałą.
Jeszcze czekam, tak jak stałam,
na plaży, wypatrując twojej bandery.
Życie mi przeszło, uciekłam. W naturę,
potargana od tamtego czasu.
Tylko oswojona przyroda rezerwatu
na obrzeżach miasta portowego
pozostaje nieskażona -
resztka dzikości tego świata.
Nie podejdzie,
do ciebie ani do mnie,
bo w zapętleniach genomów nadal tli się
jej instynkt samozachowawczy.
Komentarze (4)
Och peelko - jak trudno być żoną marynarza...
Pozwolę sobie za Anną - to prawda. Nie jest proste.
Pozdrawiam
trudna jest miłość na odległość.
Jakoś ta miłość do kwadratu nie przetrzymuje próby
czasu.
Marynarzom trudno kochać na odległość, kochającym
ciężko czekać. Wszystko zależy od doświadczenia,
zaufania i zaangażowania.
Życie w marynarskiej rodzinie to ogromne wyzwanie -
wiem coś o tym...
Pozdrawiam :)