Między życiem a śmiercią
Nigy nie wiadomo, kiedy zamkniemy oczy na zawsze...
Usiadłam na łóżku
Niewiele myślac
Ze smutkiem walcząc
Łyk szczęścia chłysnąć
Zamknełam oczy
Opadłam powoli
Przez chwile ciemność
Lecz nie już w smutku niewoli
Otworzyłam znów oczy
byłam na łące
Tak pięknie zielonej
W słońcu leżącej
Spojrzałam do góry
Tam niebo błękitne
Zamknełam oczy
W sercu radość kwitnie
Otworzyłam je ponownie
Zobaczyłam co innego
Byłam już w lesie
Koło domu mego
Wichr kojący
Wchłonełam spokojnie
A strumienia szelesty
Grały wybornie
Nagle jakaś jasność
Na oczy me padła
Szybki suchy oddech
Głowa ma opadła
Spojrzałam zaspana
Na twarze dziwaczne
Rozmazane jeszcze
I jakoś niesmaczne
Przyjrzałam sie bliżej
To rodzina, znajomi
Stali wokół mnie
Jak murem mnie broni
Powiedziała ma matka
Spokojnie, odpoczywaj
Znów zamknełam oczy
Lecz nic nie zobaczyłam
Pytam: Co się stało?
Dlaczego mnie nie budziłaś ?
Byłaś chora kotku
3 lata przespałaś
Dla tych co wiedzą jak to jest...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.