Miłość życia, czyli herbatka u...
Dla wszystkich Goździkowych :-)
„Poznałam mężczyznę!”
Krzyknęła pani Goździkowa spod numeru
drugiego
I zbiegła po schodach wśród oparów czegoś
cuchnącego.
Kupiła nowe perfumy – ta myśl mi się
w głowie toczy
Ale wracam na ziemię wysłuchać, jak baba
świergocze:
„Jest taki sympatyczny,
Leciutko ironiczny,
Troszeczkę pompatyczny
I bardzo enigmatyczny!
Zrezygnowałam już z tycia-
-To w końcu miłość życia!”
No tak, ta decyzja dużo ją kosztowała
Bo odkąd pamiętam ciągle coś
przygryzała.
To musi być prawdziwy superman!
Myślę, dając sąsiadce dżem.
„Wiem, że pani dietę zaczyna,
Lecz nie zaszkodzi dżemu
odrobina.”
„Oczywiście! A jak się pani podobają
moje perfumy?”
Pyta sąsiadka pęczniejąc z dumy.
„Och, są cudowne” –
mówię, ukradkiem zatykając nos
i myślę: Ten facet to naprawdę ktoś!
To babsko węże w kieszeni hoduje,
Więc jeśli już perfumy kupuje,
To musi być ktoś… „Może
herbaty?
A gdzie on mieszka, ten pan
wspaniały?”
„A tam, niedaleko, jest taki domek
mały
Z czerwoną dachówką
I na drzwiach podkówką”
Mówi Goździkowa, a mi szczęka opada:
Przecież tamta ulica to bogaczy
bufonada!
A taki domek to istna drożyzna!
To musi więc być bardzo bogaty
mężczyzna!
„A jak wygląda? Blondyn,
brunet?” „Szatyn!
I jego uroda nie kończy się na tym!
Wysoki, urodziwy…”
Co? To już dowcip prawdziwy!
Żeby jakiś ideał wielki
Dał się nabrać na tego babska wątpliwe
wdzięki…
„Rzeczywiście, nie jest pani jeszcze
taka stara
I nie dziwota, że życie na nowo ułożyć się
pani stara,
A i uroda pani dojrzała przyciąga jeszcze
męski wzrok
I te pani wspaniałe, długie włosy upięte w
ciasny kok…”
Mówię z przymilnym uśmiechem i częstuję
babę znowu herbatką
(przecież muszę utrzymywać dobre stosunki
nawet z wredną sąsiadką)
I pytam, niby od niechcenia, stawiając na
stole dzbanek:
„A jakie imię ma ten pani szczęśliwy
wybranek?”
„Jan. Piękne i proste imię. Jan
Kochanek.”
Od razu przeszukuję w pamięci znane mi
nazwiska,
Ale nie, nikogo o takim podpisie nie znam z
bliska.
Pewnie jakiś biznesmen dużo zarabiający
I w kręgach prostych ludzi się
nieobracający.
Żegnam już Goździkową, w końcu późna
pora,
A ja chcę jeszcze obdzwonić do końca
wieczora
Wszystkie znajome i rój koleżanek-
-W końcu któraś musiała słyszeć o nazwisku
Kochanek.
Niestety. I choć obdzwoniłam kobiet tłumek
liczny
Tylko podwyższyłam niepotrzebnie rachunek
telefoniczny.
W końcu wpadłam w złość.
Co to jest za gość?
Przystojny biznesmen i bogaty panek,
Bardzo sympatyczny sąsiadki wybranek
Istny ideał, lecz mi nie znany… KIM
JEST JAN KOCHANEK?!
Po tygodniu przybiega z płaczem
Goździkowa.
Makijaż spływa z twarzy, rozczochrana
głowa…
Przybiega w czasie mojego śniadania, późnym
rankiem
I krzyczy: „To koniec z Janem
Kochankiem!
Był taki pompatyczny
I bardzo niesympatyczny
I wiecznie ironiczny
I bardzo enigmatyczny…
Wiem, czemu enigmatyczny!”
I znowu w płacz.
Po prostu czarna rozpacz!
„Proszę usiąść i wszystko mi
opowiedzieć!”
Mówię i ciągnę babsko do mieszkania, do
siebie.
„Niby był tak tajemniczy!”
– mówi Goździkowa.
„A to była przeciw mnie bardzo
okropna zmowa!
Od samego początku dziwny mi się
wydawał,
Oryginalny, myślałam, gdy ze mną pierwszy
raz rozmawiał.
Zaprosił mnie do domu, ugościł jak
królową,
Mówił, że nigdy nie rozmawiał z tak
czarującą wdową,
Częstował herbatnikami,
Obdarowywał perfum flakonami…
Był tak wspaniały, że nigdy bym nie
wpadła,
Że żadna z tych rzeczy, dosłownie żadna,
Nie do niego należała!”
I sąsiadka na nowo w płaczu się
pogrążała.
„Dziś przychodzę do niego do domu z
poranną wizytą,
Wchodzę, gdy zobaczyłam nagle kobietę
siedzącą na kanapie szlafrokiem
przykrytą!
Obok niej uwijał mąż, który jakby nigdy nic
się mnie pyta:
Pani do naszego ogrodnika?
Mówił, że pewnie przyjdzie dziś jego serca
wybranka.
W szopie obok domu znajdzie pani
Janka...
Jak to, pytam, przecież to dom pana
Kochanka!
Okazało się, że państwo na wczasy
wyjechali
I dom zawsze pod opieką ogrodnika
zostawiali.
Bali się włamań – wiadomo, dom
narażony na kradzieże co ranek…
Tym właśnie ogrodnikiem był mój Jan
Kochanek!”
Sąsiadka wreszcie skończyła, łzami się
zalewając,
A ja czym prędzej ją żegnam, na zegarek
zerkając.
W końcu ubieram sukienkę i kolczyki
wkładam,
Myśląc, że robię to, co serce mi
podpowiada…
Przecież sąsiadka nie musi wiedzieć, że jej
wybranek,
Tak, jej wybranek, Jan Kochanek, posiada
siostrę,
Która z mężem do niego przyjechała,
A że mnie zna, małą scenkę dziś rano po
rozmowie ze mną odegrała.
Wymyśliła historię i sprzedała ją
Goździkowej,
Bo, jak mówiła, nie chce mieć takiej
bratowej.
„No i wyszło na dobre i mi, i
jej”
Myślę i od razu robi mi się lżej.
„I tak nic nie wyszłoby ze związku
tego!”
Mruczę, wychodząc na podwórze z bloku
mojego,
Gdzie czeka już na mnie mój kochany
wybranek,
Mój nowy mężczyzna, miłość życia,
Mój Jan Kochanek.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.