Miłostki kres
Dopadła mnie platońska miłostka,
szaleć mi każe, opętana,
a ja..tracę już siły, bo wytwarzane są
bezowocne,
bo zaraz On jak w przepaści zginie i
przyszłość bezlitośnie Go pochłonie.
Wiernam ja
i patrzeć mogę bez końca na urodziwość
Jego.
A co będzie gdy odejdzie?
Myśli męczarnią się staną
i wspomnienie pozostanie Twej twarzyczki
cudnej, skąpanej w białym puchu obłoków.
Umysł niczym aparat robi fotografię
i chowa głęboko w pamięci obraz by można
było Go zawsze odtworzyć.
Czy jest jeszcze sens marzyć,
że ta tylko miłostka w korale złote
zostanie obleczona..?
Czy wartam jest tego ja i ma bezwzględna
krytyka do samej siebie?
Twoje oczy jak i Tyś cały...bezcenne.
Jeśli nie mogę Cię posiąść
i hołdować Tobie najmilszy
to błagam daj mi na pożegnanie cząstkę
siebie,
cząstkę Twej pięknej nieprzemijalności
...spojrzenie.
Popatrz w oczy me,
nawet jakby wzrok Twój miał mnie w kajdany
skuć, nawet jakby miał mnie bezlitośnie
przybić do ziemi, a jednocześnie
rozpalić...daj proszę na koniec, niech
zapamiętam tę istotę o perlistych
oczach.
A może jeszcze pozwolisz mi już zawsze się
w nie wpatrywać?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.