Mnich zaiste pustelnik
Był raz mistrz w wiosce żebraczej,
Nie miał on skrupułów żadnych raczej.
Całe ranki święcił medytacji,
Żeby zabawić się przy kolacji.
Miał on talent tam niespotykany,
Potrafił gadać do każdej "damy".
Nosił mąż ten święte przyodzienie,
Chociaż częściej tylko przyrodzenie.
Z tego znały go tam wieśniaczki,
Że nad wszystko lubował łechtaczki.
Zazdrościli mu wszyscy wieśniacy,
Tak wspaniałej, nader ciężkiej pracy.
Raz przybyła do wsi inkwizycja,
Dobrać się do złego jego lica.
Lecz gdy go za szopą tam znaleźłi,
Okazali się być w tym nieźli.
Dostali od mnicha dobre rady,
Nie szukali już w mistrzu zwady.
Odjechali już w tajemnicy,
Szukać dobrze wypchanej spódnicy.
Mnich owy ponoć żył lat setki,
Nie odmawiając panią kozetki.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.