*moi kochani...*
Wasze słowa poraniły moją skórę i
zachlapały krwią mój świat
Wasze śmiechy zagłuszyły mój śmiech i
zakrzyczały moje szczęście
Ale to nic, mam jeszcze ciało i swoją
klatkę
Ale to nic, mam jeszcze krew i swoją
pustkę
Na twarzy, koło policzka, ciemna, ciężka
plama...
To chyba krew! To na pewno krew!
A nie... to tylko łzy
Umysł przestał już stosować wyparcie
i przemieszczenie też nie pomaga
Wybawienie nadeszło nagle
Śmierć i brak pośmiewiska(wreszcie).
Chyba o to chodziło?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.