Mój american dream
W życiu piękne są tylko chwile…
A ja mam w ręku one way ticket,
czyli w jedną stronę bilet.
… i myśli w głowie.
O powrocie do ojczyzny,
do kraju przodków i matki
oraz mojego serca, które zakopałem na
Placu…
Powinienem był wrócić gdy
nie było jeszcze za późno…
Nie podjąłem ryzyka,
Ameryka zamuliła mi oczy…
Nowojorska Statua Wolności –
wrota kraju imigrantów
powiedziała mi:
„Polski nie ma dla Ciebie
I nie będzie już więcej”.
Szyderczy uśmiech na twarzy miała.
Nadzieję w mym sercu powoli zabijała…
Powoli odradzałem ją w sobie,
że Polska istnieje,
nie tylko w moim sercu…
Pogodziłem się z myślą, że
zbliża się mój powrót,
Odliczałem dni, godziny, minuty,
aż do podjęcia ostatecznej decyzji,
tym impulsem był „marzyciel Kolorado”…
Tak było wczoraj, powiedziałem czas już…
A dziś zastanawiam się czy ucieczka stąd
to dobre posunięcie, czy może
największy błąd mojego życia…
O tym dopiero się przekonam.
Czy wykorzystam kolejną szansę, którą
życie mi daje?
Czy nauka zaczynania na nowo
nie pójdzie na marne?
Muszę odnaleźć siebie ponownie,
tam w kraju…
gdyż tu już część siebie zdążyłem poznać,
swe imię, jego znaczenie odgadłem.
Część siebie, teraz zostawiam tu,
w martwych budynkach ze szkła i betonu,
w kartonowych domkach,
na mostach wyobraźni i rzeczywistości,
w tych nieboskłonie, który obejmował
mnie przez półtora roku, na który jednak
z niechęcią patrzyłem.
Nie zakopuję wspomnień z Placu,
Gdyż takiego tu nie posiadam,
nie oswoiłem żadnego, a żaden
mnie nie oswoił…
Może jedynie Place marzeń niespełnionych
Seaport, Union Square, a po polsku –
Piotrkowska i Plac Wolności.
Czy była to wyrwana kartka z kalendarza
mojego życia?
Nie, nie była; choć były momenty kiedy
tak o tym myślałem…
Nie był to okres bezowocny,
na wiele rzeczy otworzyłem oczy,
na inne niestety przymknąłem…
wielu rzeczy mnie tu życie nauczyło,
dostałem za swoje,
lecz wielu też nie mogłem lub nie chciałem
pojąć…
Zostawiam siebie w ludziach,
których tu poznałem, którzy dali mi
szansę,
którzy byli dla mnie rodziną,
przyjaciółmi,
nieznajomymi na ulicy.
Szczególnie tym, którym powierzałem swoje
wiersze,
swe serce, lecz czasami też obojętność
i chorobę wspomnianego już martwego
serca,
które nie potrafi kochać…
-Czy nie żal wyjeżdżać Ci stąd teraz?
Gdyby mnie ktoś tak zapytał na początku
mojego pobytu odpowiedziałbym mu:
-Płakać po tym syfie?!
A teraz… to już inna bajka.
Mam nadzieję, że będę płakał!
Chcę płakać po tym syfie,
całym mym wnętrzem, duszą i sercem…
bo będę miał za czym tęsknić,
za miejscami, osobami, magicznymi
wspomnieniami,
które obecne są w mym sercu i umyśle.
Będzie we mnie jeszcze długo żywy obraz
tego świata, którego nie pokochałem, ale
do którego zdążyłem się przyzwyczaić,
ażeby
łatwiej byłoby mi tu żyć, oddychać,
marzyć,
który z początku był mi obcy, wrogi
z czasem jednak nauczyłem się w nim żyć.
Chciałbym płakać też po powrocie do
Polski,
płakać gdy zobaczę ojczystą ziemię,
bliskich, rodzinę i przyjaciół i…mój
plac
Muszę odkopać swe serce…
Boję się, że nie dostanę szansy wrócić
tu.
Do tego przepełnionego słodką goryczą
świata, do nowojorskiego syfu, bałaganu,
który będę wspominał z wielkim
sentymentem.
Statua, która z początku była klawiszem
w więzieniu jakim był i jest NYC, stała mi
się obojętna,
przyzwyczaiłem się do niej
i ona do mnie…
Chciałbym zobaczyć ją z bliska, dotknąć
Poczuć jej siłę, odczytać symbole,
lecz tego nie zrobię…
Odprowadzę ją tylko wzrokiem
i ona mnie swoim odprowadzi…
12.2005 N.Y.
Komentarze (5)
ten nie tęskni, kto nie żyje.
Pozdrawiam serdecznie
Wymowny wiersz, ale po dacie widzę, że dość
bhidyorycxny, wczasy wziąść na czasie?
I tęsknię momentami...
życie życie to nie bajka
Tęsknota nie ma końca, teraz jak wrócisz- będziesz
tęsknił za Ameryką.