Mój ojciec i kary
Mój ojciec nie mógł żyć bez zajęcia.
Mawiał - po to ma dwie ręce
i jeden tyłek, by wiadoma była
proporcja.
Raczej nie rozkładał jej prawidłowo.
Mało kiedy siedział. A kiedy już
siedział,
to nie bezczynnie, ale po to, by
planować
następną, niezbędną pracę.
Pracoholik bez pragnienia,
by było inaczej.
Oczy jak samozapłon.
Paliły mu się
łącznie z wypalanym papierosem
do roboty i przy robocie.
Swoich inteligentnych
ośmiu godzin też bynajmniej
nie odfajczał.
Nie potrafił niczego spartaczyć.
Zapowiadało się, że czeka mnie
spartańskie
wychowanie – lecz jak tylko zaczęłam
chodzić do szkoły, szybko przekonałam
się,
że zostawi moje sprawy w moich rękach…
i to było wszystko. Nic więcej.
Ufał, że dam sobie radę.
I ten jego swoisty luz w sprawie,
sprawił, że stałam się
aż nie do wiary - sama z siebie - bardziej
przejęta.
Ojciec miał niebieskie oczy
skore do śmiechu najszczerszego pod
słońcem.
Nawet, gdyby rozpruły się chmury,
moglibyśmy je zszywać nicią
porozumienia.
Kiedyś wezwali go do szkoły.
Była uwaga w dzienniczku i sprawa wyglądała
poważnie,
a w sprawach lekkiego kalibru zwykle
fatygowała się mama.
Już sam fakt, że tym razem szedł ojciec,
podnosił przewinienie w randze….
Przyszedł. Widziałam z daleka jak wita się
z nauczycielką.
Smukły, przystojny, elegancki.
Rozmowa trwała, a ja umierałam ze strachu.
Cóż, zawracanie tyłka wiecznie zajętemu
rodzicowi,
sama uznałam, że zasługuje na karę, gdy
tymczasem…
Pogawędka trwała w najlepsze, w tonie
wydawałoby się
całkiem przyjemnym. Ba, gesty wskazywały
na rodzaj rozbawienia, na koniec były
uśmiechy i uprzejmości.
Kto by pomyślał... Kto zrozumie
dorosłych?
Wtedy ze szkoły wracałam z ojcem.
Spoglądał na mnie, jak gdyby nigdy nic.
Bez urazy, nijakiej pretensji, zgorszenia w
głosie.
Dziwne. Kary też nie wymierzył. Żadnej.
Miał przecież powód, a sprawy nie
drążył.
Tak. Mój ojciec był ojcem
w innym, jakby nierzeczywistym wymiarze.
Może uznał, że samo czekanie na karę,
jest już wystarczającą karą?
Żałuję, że w porę nie spytałam
- w porę, kiedy jeszcze tak wiele
pamiętał...
Komentarze (20)
Miło było poczytać o ojcu, bardzo podobnym do mojego:)
Co myślisz o zamianie
"Swoje inteligentne
osiem godzin też bynajmniej
nie odfajczał." na
"Swoich inteligentnych ośmiu godzin też..."?
Uciekł ogonek z "że zasługuję"
Miłego poniedziałku:)
ale zawód!!!
i się nie doczekała, ani nie dowiedziała.
ja bym nie wytrzymała.
Z przyjemnością przeczytałem pozdrawiam
proza i poezja i jak to w życiu - oj nie! - ten tato
daje wolność - przygląda się i jest obok jakby co...no
właśnie
Tytuł brzmi groźnie, na szczęście jest inaczej.
Wspaniała, czuła i świadoma opowieść. Mało poezji? Nic
z tych rzeczy.