Moj wiersz (III).
Kobieta,
Niech czeka
Jak rzeka,
Co ścieka
Na człeka
Od gór!
Na mur,
Mur z bzdur!
Do chmur.
Niech stęka,
Niech szczęka
Zębami i klęka
We wnękach,
W okienkach,
I w mękach
Na rękach!
W tych rękach niech nosi
Z pietyzmem, jak grosik
Zgubiony, wzniesiony, co prosi
Majątku. Niech głosik
On nosi,
Głos mądry, co głosi,
Głos ludu, co kosi,
Głos stąd, bez początku.
Hej, ognie rozpalmy,
Het, dalej oddalmy,
Hen, tam, aż za palmy. -
Gdzie nie ma obcości,
Gdzie każdy z inności,
Gdzie wszystko to włości
Tych, którzy prości. -
Szczęśliwych z litości,
Najgłupszych z mądrości,
Oślepłych w radości
O szpetnej piękności.
Od dnia dorosłości
Gnijących od w słabości!... -
I wyżej i dalej,
Niech wesprą nas fale,
Rozbite, strzaskane na wale,
Lecz wcale
Nie martwe, zgniecone,
Betonem zmienione,
Rozumem zgaszone,
Od lat nie mącone,
Na wieki stracone,
W granice wcielone,
I w normy wrobione
Głupotą trwonione! - -
One!
Będą rozpalone!
Śmiało!
To ciało! - -
Na pal wbili,
Kto? Zranili.
Jak? Skazili.
Czym? Zabili... -
A Dusza?
Niech rusza! - -
Lecz ciemno...
Jak ciemno? - -
Daremno...
Jak od ludzi wyniesiony,
Równo w równych postawiony -
Nie wśród słabych wymieniony,
Ni przez silnych pogardzony,
Nie z innymi poniżony!... -
Wbrew wszelkim prawom natury,
Fizyczną duszą i nie istniejącym ciałem,
Sercem, nadzieją, westchnieniem od góry...
-
Igraszką istniałem i trwałem.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.