Moja droga
Był taki czas w moim życiu,
że wszystko na nowo zaczęłam,
zostawiłam marzenia uśpione
a obok złożyłam pragnienia.
Dwadzieścia lat poniżenia,
i zdrady,i braku miłości,
obrączkę rzuciłam swą w przepaść,
i drogą ruszyłam samotnie.
I gdy tak stawałam na nogi,
i rany się już zabliźniały,
po raz pierwszy w mym życiu tak pewnie,
tak pewnie me nogi stąpały.
Na drodze nie rosły stokrotki,
nie rosły azalie i bzy,
ale nie było kamieni,nie było płaczu i
drwin.
Aż w pewien zimowy wieczór
na drodze zjawiłeś się Ty.
Uparcie dążyłeś do celu,
by w życie moje się wbić.
Ja balam się,miałam już władzę
nad każdym ze swoich dni.
Tak wiele mi obiecywałeś,
tak piękne być miały me sny.
To wszystko co kurzem pokryłam,
w co wierzyć już nawet nie śmialam,
to wszystko na tacy podałeś,
to wszystko od dziś dostać miałam.
Tak ufnie jak dziecko do matki,
tak ja w Ciebie wierzyłam,
i wspólnie z Tobą mój drogi,
twym szlakiem ja podążyłam.
Gdy pierwszy z kamieni mnie trafił
obmyłeś me łzy w pocałunkach,
przyrzekłeś że nigdy na drodze
już więcej kamieni nie spotkam.
Gdy drugi głaz spadł na drogę,
już sama go w przepaść rzuciłam,
a potem z kamieni i głazów
mur wielki wzdłuż ułożyłam.
Rany na rękach powstały,
ja łzami je wszystkie obmyłam,
przy Tobie kochany wciąż trwałam,
przy Tobie mój miły wciąż byłam.
Gdy grad na barkach poczułam,
i usłyszałam Twój głos,
to Twoja wina kobieto,
ja Ciebie dziś już mam dość.
Stanęłam, a raczej upadłam,
i w pozie modlitwy zastygłam,
podniosę się kiedyś, szepnęłam,
i twarzą o beton zaryłam.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.