Morze
Sam, samotny na brzegu skały.
Siedział chłopak nad brzegiem morza,
Patrzył jak statek w oddali odpływa,
Jak za horyzontem się chowa,
Poczuł się wtedy bardzo mały,
Że jego życie jest jak płomień świecy,
Że życie jest krótkie, a on się ukrywa,
I nie wie czym jest istota rzeczy.
W miarę, jak noc się zbliżała,
Samotność przybrała na sile,
Statki pływały ciągle,
Mijały szybko chwile,
To, co samotność zabrała,
Nie miała oddać zamiaru,
To nie są dziecinne figle,
To smutek jest bez umiaru.
Nie umiał znaleźć się w życiu,
A miał wszystko co trzeba,
Dom, przyjaciół, rodzinę,
Nie brakowało mu chleba,
Czemu więc siedział w ukryciu,
I się smucił nad miarę,
Czemu ponad godzinę,
Się wpatrywał w te fale.
Spokój morza mu mówił,
Że gdzieś na tym świecie,
Jest takie miejsce ukryte,
Gdzie oddał serce kobiecie,
I tym gestem się zabił,
Mimo szczerych chęci,
Jego serce jest zryte,
Nie wiedział co się święci.
Miłość to takie uczucie,
Co obustronne być musi,
Gdy w jednym sercu ukłucie,
Złapie za szyję, udusi.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.