Motyl
Nastał piękny dzień listopadowy
Obudziłam się pełna nadziei
Ale serce przepełnia gorzka gorycz
I nie może się wyciszyć ani uspokoić
Chcąc się rozchmurzyć i nieco ukoić
Pragnę przywieść na myśl wspomnienia
przyjemne
I w mych oczach pojawia się obraz
tajemny
Kiedyś, już nie pamiętam kiedy to było
Unosiłam się niby motyl na tęczowych
skrzydłach
Lekka, roześmiana z liliami we włosach
I nie zdawałam sobie z tego sprawy
Że życie to nie czarujący taniec motyla
ani przepiękny śpiew skowronka
Ani nawet nie błękitne niebo malowane
tęczą
Ukazujące się po groźnej, piorunującej
burzy
Życie to dzień powszedni i jego codzienne
troski
To codzienna bezradność i niemoc i
rozczarowanie
I nie wiadomo skąd strach przed drugim
motylem
Który w moim sennym wspomnieniu
Unosił się na swoich, usłanych nadzieją
skrzydłach
I chociaż te dwa motyle lgną do siebie
Jak para kochanków to jednak coś ich
dzieli
Czy znajdzie się ktoś, kto tym motylom
pomoże
Odnaleźć miłość i dawne nadzieje
A może oni sami w splecionych ramionach
I na własnych skrzydłach uniosą się
wysoko
Ponad codzienność i zrozumieją, że to
oni
Że są tacy sami, tylko że spowici ciemnymi
chmurami
I tylko od nich zależy czy te złowieszcze
chmury
Rozgonią słowem dobrym na cztery świata
strony
I wtedy dopiero znajdą dawne ukojenie i
moc dawnej miłości
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.