Na klifie
Stałam na wysokim klifie
Długo wpatrując się w dal
Potężny wiatr szargał moje włosy
Wyciskał z oczu łzy
Zastanawiałam się nad życiem
Jego ułomnością i potęgą
Nad miłością i nienawiścią
Tak zgodnie w parze kroczących
Obserwowałam lot białych mew
Ich walkę i współpracę z naturą
Myślałam nad ludzkim bytem
Nieporadnie wznoszącym się ponad nimi
Nie widziałam horyzontu
Może tylko cienką linię
A więc i był horyzont
Powinnam zatem powiedzieć lądu
Stworzyłam baśnie
A może one były we mnie
Pragnęłam je czytać i pisać
Być z nimi i w nich
Każdy człowiek tworzy swoją legendę
Nie umiejąc się powstrzymać
I wcale tego nie pragnąc
Legendy pełne tak ukochanych archetypów
Więc walczcie, moi drodzy!
Nie czekajcie na nic
Nie obawiajcie się piekła i nieba
Nie drżyjcie przed wam podobnymi
Bójcie się siebie.
Stojąc nad krawędzią tego klifu
Pełnego białych kamieni pokrytych mokrą
zielenią
Myślałam długo o wszystkim
Nie dochodząc do niczego
Na koniec tylko objęłam się ramionami
Wzdychając jaki świat piękny
Pobłogosławiłam wiatr, wodę i ziemię
Prosząc o to samo
I odeszłam drżąc z zimna
Zachwycając się tym zlodowaceniem
Zabrałam z sobą tamten widok
Niepotrzebne myśli wyrzucając
Prócz jednej
Cieszę się, że jestem, choć chciałabym nie
być.
Komentarze (5)
Piękny, wzruszający wiersz... nastraja do zadumy...
piekny wiersz brakuje w nim tylko czwartego elementu
ognia dla rozgrzania swych mysli o bycie:)
Ja też cieszę się, że jesteś. I piszesz niezłe wiersze
:)
Pierwsza strofę az poczułam.
Ogólnie genialny klimat. Całośc jest cholernie
niesamowita! Brawo!
Bardzo ciekawe doświadczenia zdobyłas, brawo za
wiersz.