na krańcu życia
Na krańcu życia stanąłem sam.
Gdzie ja was bliskich moich mam?
Zatracony w ciemnościach snu.
Na samym dnie czeluści koszmaru.
Nic nie wartym dnem moje życie.
Sam do siebie nie mogę mieć żalu?
Wręcz przeciwnie pełno we mnie go
siedzi.
Wyjawiam ci to jak na spowiedzi.
Marzenia nie przybrały nawet miana
planów.
Raczej kształt sennych koszmarów.
Za dużo zakrętów w życiowej podróży.
Pragnę iść prosto, lecz skręcam dla
ludzi.
I topie się w życiowej otchłani.
Jedynym wyjściem brzytwa przy szyi.
To nie w moim stylu.
Ja stanę znowu na życia progu.
Spojrzę prosto w oczy.
Odpowiem na wezwanie Bogu.
Opowiem mu historie, którą On już dobrze
zna.
Bo przeżywał ją tak samo jak ja .
Tylko jedno pytanie Mu skieruje.
Czym ja zawiniłem na życiowym padole?
Ale teraz nie chce znać odpowiedzi.
Póki jestem z wami niech to w głowie nie
siedzi.
Bo są osoby które dają mi siłę.
Tylko dla nich nadal żyję.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.