Na krawędzi zwątpienia
Poświęcam ten utwór wszystkim, których dzieci opuściły rodzinne gniazda.
Ja
wciąż pytanie zadaję bolesne
czy warto by życie ciążyło jak ołów
gdy kres wybawienia przedemną jak we
śnie
a jednak się waham gdy stoję na progu.
Ty
jesteś daleko, choć bliska w zasięgu
znów nie mam odwagi by dotknąć Twej ręki
choć wiem, że balsamem są Twe ciepłe
słowa
gdy koją mą duszę z życiowej udręki.
One
wszystkie odeszły gdy wiatry powiały
by losy swe złączyć z innymi losami
historię istnienia powtórzyć ponownie
pójść dalej w głąb życia krętymi
dróżkami.
My
słowo piękne dające odwagi
rozprasza złe myśli umysł miotające
giną smutku fale, cichną życia wichry
podaję Ci rękę widząc znowu słońce.
Komentarze (3)
smutne ale prawdziwe...dzieci jak ptaki ma się w domu
jak są małe...gdy dorastają wyfruwają z
gniazda...ładny wiersz :)
To ważne żeby w chwili gdy dzieci opuszczą rodzinne
gniazdo mieć oparcie w partnerze życiowym.Popraw
"przede mną".
takie już jest przemijanie... nasze potomstwo
wcześniej czy później zacznie życie ..."swoje"
życie...lecz my rodzice- też do tego życia należymy-
ale to już co innego niż w dzieciństwie... życiowo i
prawdziwie u Ciebie...Pozdrawiam:)