Nad przepaścią
Brakującym kolorem w szczęścia tęczy,
ckliwą pieszczotą wiatru wśród listowia,
szkarłatnym pulsem serca co wciąż
dręczy,
kiedy nie sposób go skryć, ni obcować.
Najwyższym szczytem świata - Everestem,
kiedy zachwyca widok - krok od śmierci,
dzisiaj spadając w przepaść - ciągle
jestem,
znękany utrapieniem w swej pamieci.
Gdy na piersi obecny jak amulet,
postronek licznych tęsknot co zaciska,
przed zapomnieniem chroniąc - szczerym
bólem,
wciąż tlące się od nowa, tkwią ogniska.
Znam tylko jeden sposób - ptaka lotem,
rozłożyć już ramiona - wszakże puste,
gdy niespełniona miłość ma ochotę,
ze zbocza ciałem cisnąć, gdzieś w
czeluście.
Komentarze (34)
sisy89 kłaniam się nisko ;) Dziękuję za komentarz i
odwiedziny pozdrawiam Cię bardzo serdecznie
Różne miłość niesie kolory, zamiary, wymowna i smutna
bardzo refleksja, pozdrawiam serdecznie.
mało racjonalne rozwiązanie, ale miłość nie działa
racjonalnie.
Smutno ale miłość często przynosi też takie uczucia...
Piękny wiersz, pozdrawiam :)