Naprzeciw
Karmiliśmy to uczucie
Ciepłem naszych dłoni
W uściskach rąk zakwitło
Bladym kwieciem jabłoni
Nagle niebo się zasnuło
Zastępem czarnych chmur
Życia wiatr jął chylić ku ziemi
Polnych chabrów sznur
Wtedy już dobrze wiedzieliśmy
Że ten płomyk zgaśnie
Gdy wstęga błyskawicy
W bezkresie nieba wrzaśnie
Padliśmy sobie w objęcia
Pragnąc bezskutecznie
Wytworzyć tarczę z myśli
Co ochroni nas wiecznie
Lecz udała nam się tylko
Ta bańka mydlana
Która po chwili oporu
Została pokonana
Konając ochlapała nas
Kroplą czystej wody
Która do dziś oblicza
Zdobi nie dla ozdoby
***
Ludzie myślą że to łzy
Lecz my nie płaczemy
Znając złośliwość świata
Już płakać nie umiemy
Komentarze (1)
Czytając Twój wiersz płomień nieznanego uczucia
wywołanego przez niego rozgrzał serce :)