NASTOLETNI W WIELKIM MIEŚCIE
W zaułkach cuchnących ulic
Syczą nawzajem: daj jeszcze!
Przy śmietnikach przyczajeni
Chcą naćpać się powietrzem.
Wstrzykują sobie dożylnie
Radość, dumę i snobizm.
Potem w kałuże się kładą:
Leżą i nic nie chcą zrobić.
Uciekają w ramiona ekstazy,
W klubach tańczą ze śmiercią.
Nieletni narkomani - dzieci.
Lecz co można zrobić dzieciom?
Uświadamiać, wszyscy wiedzą.
Ale nie języka swojego jadem,
Bo trzeba nie słowem uczyć,
Lecz własnym przykładem!
Komentarze (3)
wiersz o tematyce wiecznie obecnej! Poważnie napisany,
ale taki jakiś bijący ciepłem.
Wspaniały wiersz z życia wzięty na czasie.
W ostatnim zdaniu dobitnie powiedziano:
nie słowem czy propagandą a czynem możemy uratować
patologię. W prasie chłopskiej było napisane: to co
się głosi, tego nie wykonuje, a co wykonuje tego się
nie głosi. W mojej wierze jest podobnie.
Poważny temat, dobry wiersz, ciekawie napisany! Czemu
tutaj go znajduję, a nie w podręcznikach, jako temat
do dysputy?!