Nasz scenariusz
Poranny mróz zieje z oczu Twych.
Jak zawsze pytam czy wszystko w
porządku.
Śnieg codziennosci gasi płomień
Umiera ogień, rodzi sie moc, aż...
Stoję tu sama na środku jeziora
Z zamarźniętych łez, z zimnych kropel potu-
strach
Zdejmuję ten szal co zakrywa mą twarz -
fałsz
Krzyczę z całych sił, tracę głos - ból
Padam na kolana, echo dociera do Twoich
ust.
Za poźno Kochany..
Sztylet znalazł sobie dogodne miejsce,
ukąsił niczym żmija prosto w upatrzony
cel,
zaraz na mojej szyi. Ciepłej, miękkiej. -
krew
Krzycząc umieram, recytując twe życie.
Niewyraźne słowa i Twoje usta na moich -
śmierć.
Nie zapytam więcej i nie poczuję
zazdrosci.
Ciesz sie moim ciałem.
Oboje jesteśmy.. wolni.
Tak jak chciałeś.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.