Nie było cię (a szkoda)
Nie byłeś ze mną tej nocy
(A szkoda)
Bo światło otaczało mnie z zewnątrz
Rozsadzało od środka
Podróżowałam o godzinie pierwszej
piętnaście
I trzydzieści sekund
To była noc najjaśniejszej drogi
mlecznej
Jaką widziałam
Ktoś powiedział "idź, tańcz, jesteś
młoda"
Więc poszłam
Z satyrami po drżącej od ciężaru rosy
łące
Okrytej bezwstydnie jedynie cienką
warstwą
Najpłochliwszej z intryg piękna nocy
I na mnie też opadła chłodna pajęczyna
Musiałam nauczyć się stąpać jak czarna
wdowa
W skrzącej się jak śnieg koszuli
Atramentowo czarne niebo i jasne źrenice
gwiazd
Kłaniały się za jeden taniec samowolnej
kupały
Nie byłeś ze mną tego poranka
(A szkoda)
Bo sami bogowie odwiedzili
Tę ogródkową polankę
Wśród drzew soczyste promienie
Przepędzały noc
Może to dusze wygnanych artystów?
Może to śpiew ptaków, co pląsały w
koronach
A korony były ozdobione rubinami wiśni
Szmaragdami Liści
Motyl utkany z jedwabiu zasiadł we
włosach
Uśmiechnął się - widziałam
I prysnął
Upojona odeszłam w ramiona wschodzącego
słońca
Co zwyciężyło nad jasnooką nocą
Widzieliście mnie gdzieś?
Na granicy cienia-zwątpienia
Widzieliście jak się śmieję?
Zagubiłam się
Bo nie byłeś ze mną nigdy
(A szkoda)
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.