NIE MA NIEBA
LATARNIKOWI ŚWIATŁA
W dole czeluść, przepaść,
asfalt, granit, czarna głębia,
z boku skała, marmur,
asfalt, granit, mur warowny,
nie ma wyjścia
tylko w niebo strzałą
drogą iskier
w otchłań nieba
z pędem czasu
rokiem świetlnym
z nieważkością firmamentów
jedną nogą na księżycu
promenadą, galaktyką
są komety spadające, są planety nie
poznane
odległości malejące
białe noce polarnego koła
stałe masy gwiezdne
magnetyczne pole
pasmo ,widmo świetlne
to odbicie ziemi
jest początek, to jest koniec
nie ma nieskończoności
miraż
niebo sobie w oczy patrzy
tylko schwycić poręcz nieba
tylko zaciekawić zmysły
zerknąć w oczy ziemi
w oceanów głębię
w kipiel Himalajów
niebo zwinąć tak jak płachtę
w twarz mu spojrzeć z tamtej strony
na kraj konstelacji
stanąć na nieskończoności
obrysować owal nieba
potem wrócić
znów swobodnie
znów kometą
znów ciężarem globu
z tamtej strony świata
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.