nie nie jestem chora
niepotrzebnie się martwisz
cierpię raczej na przewlekłą
utratę pasji życia
każdy krok wprzód cofa mnie
do narodzin
tak bardzo nie chcę wyjść na świat
zaciskam powieki i drę się
wniebogłosy
by zagłuszyć świadomość
że znowu mam istnieć
gdy otworzę oczy będę tu przynależeć
jak do obrazu
kropla farby
z której rozmaże się postać
wolę wystawiać twarz do słońca
w innej galaktyce
opalać na błękit przezroczystą maskę
zachować kontury nikogo
zakryta innym niebem
jestem niewidzialna dla przyszłości
Komentarze (46)
Witaj, Wando :-)
"Przewlekła utrata pasji życia" - genialne.
I cofanie się do dnia narodzin, niechęć wyjścia na
świat... Tak, bo wówczas nie musimy czuć się
przezroczystymi, obłąkanymi iluzjami "doskonałości"
tego łez padołu, gdzie życie to tylko bałagan
zmiksowanych losów i ostatecznych teorii... Gdzie
przeszłość trwa wiecznie, a czas płynie za szybko...
Też nie chciałbym, podobnie jak peelka, przynależeć
tutaj, odgrywając narzuconą rolę, tak czy owak - źle i
bez przekonania, w dodatku napisaną niezdarnie... Tak,
lepiej wystawić twarz do słońca w innej galaktyce. I -
paradoksalnie - być bohaterem autentycznych zdarzeń
:-) :-)
Może od czapy, ale takie myśli przyszły mi do głowy
:-)
Znakomity wiersz. Pozdrawiam serdecznie, Wando :-)
Bartek.