Niechciane
Dzieciom, które nigdy nie miały się urodzić
Widziałem rano na róży łonie
łzę czystą jak kropelka rosy o poranku
tęskniła pewnie za słowiczym śpiewem
nocnym tanem rozedragana
nagłym świtem roztrzęsiona
pijana i upojna niczym młoda zorza
zraniona jak dźwięk ciszą
lub cisza malowana dźwękiem
dźwiękiem fałszywym śmiertelnie zraniona
łzy mają swoją dumę
zawsze cisną się na front
gdy nasze sprawy przybiorą zły obrót
gdy rodzi się nowa łza
ma własny sens cel i duszę
inaczej niż my
tak jak my ma
miejsce narodzin i miejsce pochówku
swój czas
matczyne dłonie są cmentarzyskami
pełne nagrobków
a łzy
łzy są zbyt skromne do egoizmu
chociaż nie lubią gdy się ich wstydzimy
gdzy zabraniamy przemawiać im za nas
myśląc że są niedojrzałe i głupie
nie są
wierzymy że życie rodzi się z łez słonych
gorących
katalizowane siarczkiem żelazowym
lub szczerym żalem
zależnie od teorii naukowej
niezależnie od nas
i podświadomie tulimy je w dłoniach
my jedyni na podobieństwo Boga.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.