Niecodziennym Splotem Zdarzeń...
Coś lżejszego...
Niecodziennym splotem zdarzeń
Przechwyciłem kalendarze
Czyichś istnień…
Piękne lico, cudnej Pani
W poniedziałek liszaj zranił …
Zatrwożona nie na żarty
Się udała do lekarza…
To był czwarty
Lekarz ów, Pan dość otyły
Zaplanował zrzucić tyły
Przody, boki …
Z tym, że właśnie, umówiony
Wszedł do niego
Dość wysoki
Teoretyk …
Czynem jego, ciągłe mrzonki
I tym razem trzynastego
Miał zadzwonić do swej żonki
Chorej wielce…
Na wakacjach ściskającej tego Pana
Gdzieś na kolejowej belce
Pan przystojny…
W testosteron przyodziany
Miał się pobrać z ową Panią …
Której liszaj lico zranił
No i uciekł …
Dziwnie wszystko ułożone
Wpatrywałem się namiętnie
W karty losów tak splecionych
Czując, że coś we mnie pęknie
Jak nie przerwę…
Dziś środa
A ja nadal zachmurzony
Myślę stale…
Jak mam pomóc owym ludziom
By odrzucić precz korale
Zdarzeń błahych…
Jak mam dać im błogi spokój
Który w nie przerwanym toku
Trwał w dzieciństwie...
I zmuszając do myślenia
Szare w mózgu me komórki
Wymyśliłem...
Daj im stoczyć się z tej górki!
Tej na którą niczym Syzyf
głaz błahostek wciąż wtaczamy
Uwolnieni od rozsądku
Bzdur bandażem obwiązani.
Dzięki Ci Diamo, Dzięki Ci Stary
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.