Niepoprawni optymisci
Wciaz idziemy przed siebie
Bezustannie wierzac ze sie uda
Wspinamy sie krok po kroku
Choc moglo by sie zdawac
Ze to droga bez konca
Wytarta sladami wspomnien
Ktore gdzies tam drzemia otulone
W zielony plaszcz nadziei
Spia pod blekitnym niebem
Wciaz czekajac na delikatny pocalunek
Ksiecia z bajki
Ktory lekkim musnieciem goracych warg
Obudzi je ze snu
Nakarmi okruchami szczescia
I pozwoli odwaznie spojrzec sloncu w
twarz
Napoi spragnione dusze eliksirem
szczescia
Usiadzie razem z nami tam u samego
szczytu
I powie
Napewno powie
Jak spelnic nasze marzenia
Komentarze (17)
Ja jestem większym optymistą szarman więc mój głos
jest większy :( chociaż tylko jeden - przykro, oj
przykro, tylko jeden :)
Urzekl mnie Twoj wiersz. Czuje go doskonale. Sam
jestem niepoprawnym optymista. Brawo