Noc... kolejna
Czasami w nocy wychodzę,
Po cichu, na palcach, bezszelestnie
Stąpam po zimnej podłodze.
Ciemność...
Wiatr przytula się do mnie,
wita się jak z dobrą znajomą,
delikatnie gładzi twarz,
rozwiał pewnie by włosy, gdyby nie były
zgolone.
Jest jak zawsze, od kiedy pamięcią sięgam,
Na trawie czarnej jak moje życie klękam.
Cisza...
Myśli paskudne, nieczyste,.
Ale dalej siedzę, czekam na nią.
Wszystko takie psychodeliczne.
A ona przyjdzie, jak zawsze,
Usiądzie na drzewie.
Ubrana w tak dobrze mi znaną długą, starą
sukienkę,
Smutnymi oczami patrząc w księżyc przez
całą noc.
Kim ona jest? Czasami mam niejasne uczucie,
że mną.
Tylko gdzie ja mam tą całą moc?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.