W obozowych pasiakach... (dla...
Aby nasze dzieci nigdy nie musiały patrzeć na świat zza obozowych drutów Bogdan Bartnikowski
Nie ruszać... Rękoma, nogami... Najlepiej
nie oddychać...
Czym więcej tracisz energii, tym krócej
żyjesz...
Żyli więc, ruszając sie tylko gdy kazali im
esesmani.
Jeść. Wkładać do ust wszystko co jadalne.
Przeżuwać jak najdłużej i delektować się
każdym suchym zabrudzonym okruchem
chleba.
Jedli więc. Szukając 'czegoś w śmietnikach,
błocie, pod oknami esesmanów... Dawali
umierającym, i zbierali chleb aby mieć
buty...
Być cichym i nie patrzeć dookoła... Nie
uprawiać seksu nie widywać swych małżonków,
nie uśmiechać sie do dzieci...
Nie bali się. Mieli honor. Płodzili dzieci,
które zabijane były w sposób dla esesmanów
tak naturalny, trzymając za nogę i żucając
o mur...
Połamany kark
Połamane ręce.
Rozbita czaszka.
Zgon.
I pisali listy do małżonków.
A mali chłopcy wierzyli że ich mamy
żyją...
A mali chłopcy wierzyli że nadejdzie dzień
wolności... Tylko jeść, być posłusznym i
czekać na 'nasze wojska.
A pociągi wciąż przyjeżdżały, miliony
wychodziły i nikt nie wsiadał...
Potem był już gaz...
I komin...
A z komina wylatywały z dymem mamy i
tatusiowie... I kochankowie i dzieci... I
Żydzi i Cyganie i Polacy... I wtedy już nie
było numerków... Był tylko wiatr co
roznosił dym po całym niebie
Do tych co przeżyli... Do tych co zginęli... Dla zwykłej ludzkości. Czym zwiemy ludzkość?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.