Ocean Melancholii
Czasem by byc na topie trzeba odbic sie od samego dna...
Gdzies w oddali,
na krancu zapomnienia,
pietrzy sie niebotyczna gora mych
problemow,
na szczycie ktorej,
wyniesione pod krystalicznie czysty blekit
nieba,
moj smutek i zal,
splywajacy lagodnym zboczem w dol,
strumieniem mych tesknot,
ku rzece lez moich.
Plynie on z pradem mych obaw i trosk,
zlewa sie potem w morze innych pragnien,
i niknie.
Ja nadal jednak plywam posrod bezdennych
wod goryczy,
gdzie ma dusza skruszona wciaz krzyczy,
wznoszac ku niebu glos udreczony,
prosi... nie ! blaga,
dosc tej niedoli,
lecz pech mnie nie mija,
dobija powoli,
a ja nadal plawie sie w melancholii
oceanie,
i zmagam z falami zycia,
by nie spoczac na mulistym dnie,
poszukujac w tych wodach nadziei na
przyszle dni,
i walczac z wirami ktore probuja pozbawic
mnie sil.
Gdy utraciwszy resztki oddechu tone,
zanuzam w glebine by sie znow wynuzyc
i walczyc z przeciwnosciami losu,
mimo iz szczescie mnie mija i nie slyszy
mego glosu.
Komentarze (2)
hmmm ja tez plywam w tej samej wodzie
metna i w oczy szczypie... a brzegu nie widac
Ten tez mi sie podoba...