Oczy Temidy
Ma nadziej, że nikomu ten wiersz nie wyda się moralnie niezrozumiały.Nie jest on żadnym rodzajem współczucia dla zbrodni, i nie potępia kara. Jest on pewnego rodzaju wglądem w ludzką psychikę. Pytaniem o sens ludzkiej niewaści.
Wyrwali, mnie kreta
z jamy ciemnej i głuchej
wyczuli me, pulsowanie w skroni
drapieżcy żadni krwi.
z nory zimnej wydarły
mój strach, czarne anioły.
Wszystko bym spłacił, dług grzechów
popełnionych krzywd za życia.
Wleką szponami ciało me, plugawe
jak padlinę...sępy
sunę tunelem jadowitych świateł
jak sztylety tną ciało me promienie.
Czy imię posiadam?
Czy już je już utraciłem?
Przypięty do patelni spoczywam
na gniewie dzikim się smażąc
spoza kryształowej tafli
spostrzegam, błędnym wzrokiem
sprawiedliwość w Temidy zwartej postaci.
W chwili mej ostatniej...
opaskę dłońmi swą opuszcza
widzę zamknięty w kleszczach przerażenia
dziesięcioro oczu jej przeklętych
spragnione łakną zemsty
sycą się łapczywie niemocą ofiary
gniotą ich spojrzenia serce me czarne
smakują wolno serca mego trzepotanie
bez drgnięcia powieki
bez łzy uronienia.
Jesień mi ja, mi tylko wieczna zima
pozostaje
odszedłem bez litości
utonąłem w nienawiści:
Lepiej?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.