Od Marii
Coś dla chłopaków z mojego miasta...
Raz kiedyś miałem kobietę,
Co pomagała mi tylko gdy miałem pełna
kasete,
Wypełnioną brudnym złotem,
I cholernym odlotem...
Podpowiadała do ucha cichym szeptem,
-daj mi to co najcenniejsze masz,
w zamian otrzymasz coś,
co obłude szczęscia da.
Choć mój umysł mówił ciągle nie,
to ma dusza w zatraceniu swym,
prosiła bym został...
koncząc swój rytm.
I idąc ciagle w swój cień,
Stwierdzając że...
znika kolejny dzień za dniem
Lecz nie martwiłem się!
Bo wiedziałęm jedną rzecz
-jedyne co mam,
to ta kaseta pełna zła...
wolności skarb.
Ona wciąż wymienia imię me,
ciągle czegoś chce...
Rwie i wypala płuca,
niszcze i lecze się,
to mój cel...
Teraz jednak
gdy pozostało mi : nic
A chmury przejasniły to co złe
głupio znów,
bo to wszytsko miało niestety,
głebszy sens...
Co teraz zostało mi?
Resztki pozostałych dni?
A ty wciąz wmawiałas,
Szepcząc powtarzałaś...
że nigdy w życiu tym,
nie posiąde Cię...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.